W niemal 60-letniej historii integracji taka sytuacja zdarza się po raz pierwszy. Oto przywódca jednego z państw członkowskich, i to trzeciego pod względem znaczenia, zapowiedział podczas posiedzenia Rady Europejskiej, że jeśli jego żądania nie zostaną spełnione, wyprowadzi swój kraj ze Wspólnoty.
Gra jest niebezpieczna. Do takiego wniosku najwyraźniej doszła nawet sama królowa. Oficjalnie Pałac Buckingham zaprzecza, twierdząc, że monarchini pozostaje jak zawsze neutralna w sprawach politycznych, w tym gdy idzie o pozostanie Wielkiej Brytanii w Unii.
Trudno jednak uznać za przypadek przemówienie, jakie w środę Elżbieta II wygłosiła w czasie bankietu wydanego na jej cześć w Berlinie przez prezydenta RFN Joachima Gaucka.
– W czasie naszego życia, panie prezydencie, widzieliśmy to, co zdarzyło się najgorszego na naszym kontynencie, ale i najlepszego. Byliśmy świadkami, jak sprawy mogą szybko się poprawić. Ale wiemy też, jak ciężko trzeba pracować, aby utrzymać korzyści powojennego świata – oświadczyła królowa, gęsto oklaskiwana przez obecną na spotkaniu kanclerz Merkel.
– Wiemy, że podziały w Europie są niebezpieczne i że musimy się przed nimi ustrzegać zarówno w zachodniej, jak i wschodniej części kontynentu. To musi być wspólne przedsięwzięcie – powiedziała królowa.