Amerykańska fotograf Lee Miller (1907-1977) w symboliczny sposób rozprawiła się z mitem Adolfa Hitlera. W dniu jego samobójczej śmierci sfotografowała się w wannie w monachijskim mieszkaniu führera, obok której postawiła jego zdjęcie, przed nią swoje ciężkie, wojskowe buty. Nim jednak dotarła do stolicy Bawarii, zrobiła wstrząsające zdjęcia w wyzwolonych przez aliantów niemieckich obozach koncentracyjnych Buchenwald i Dachau.
Swoją karierę zaczęła w wieku 19 lat jako modelka. W 1927 roku jej fotografia pojawiła się na okładce amerykańskiego magazynu „Vogue". Przez dwa lata zdjęcia robili jej najsłynniejsi amerykańscy fotografowie.
Ale to zajęcie szybko ją znudziło. Postanowiła stanąć po drugiej stronie obiektywu. W 1929 roku wyjechała do Paryża, by nauczyć się tego fachu u Mana Raya – znakomitego amerykańskiego fotografa związanego z dadaizmem i surrealizmem. Jej przyjaciółmi stali się tacy twórcy, jak Pablo Picasso czy Jean Cocteau, w którego filmie „Krew poety" wystąpiła nawet w roli posągu.
To była bardzo dobra szkoła, o czym można się przekonać jeszcze przez kilka najbliższych tygodni w wiedeńskiej galerii Albertina, gdzie do 16 sierpnia wystawione są jej fotografie. Zarówno te, które sama zrobiła, jak i takie, na których się znalazła.
Miała szczególny dar wyławiania z otaczającej ją rzeczywistości scen, wobec których inni przechodzili wcale ich nie dostrzegając. Jak choćby uwiecznioną na zdjęciu bez tytułu „eksplodująca" dłoń sięgającą po klamkę szklanych drzwi, zlewającą się z rysami pozostawionymi wcześniej na szkle przez tysiące innych dłoni. Czy „Ptasie ślady na piasku" sfotografowane kilka lat później w Egipcie.