Miedwiediew wizytował gospodarstwo doświadczalne, w którym uprawiane są nowe rosyjskie odmiany jabłek, gruszek i brzoskwiń. Miało to na celu udowodnienie opinii publicznej, że import owoców nie jest Rosji potrzebny, bo sama zaspokaja na nie zapotrzebowanie - pisze RMF FM.
Wizytę we wzorcowym gospodarstwie opisuje "Maskowskij Komsomolec".
Dyrektor gospodarstwa, Jewgienij Jegorow, mówił podczas wizyty dostojnego gościa, że każdy obywatel powinien w ciągu roku zjeść około 80 kg owoców. Potrzeba zatem 11 milionów ton rocznie. Rosja produkuje 3 miliony, importuje 2, więc nie pokrywa to nawet połowy zapotrzebowania. A to oznacza, że do niektórych grup ludności owoce nie docierają.
Na pytanie dziennikarzy, dlaczego w związku z tym niszczone są owoce i warzywa, importowane na przykład z Polski, skoro mogłyby być rozdane domom dziecka czy domom opieki albo wysłane do Donbasu, dyrektor Jegorow oświadczył, że polskie owoce są niezdrowe.
- Oni stosują 22-24 opryski, a my 12-14, czyli o połowę mniej. My na 24 dni przed zbiorem wstrzymujemy opryski, a oni świeżo zerwane owoce natychmiast zanurzają w roztworach chemicznych. To dlatego nasze jabłka pachną i smakują zupełnie inaczej - dowodził Jegorow.