Należy zauważyć, iż jest to kolejny taki przypadek. W połowie lipca w Syrii zaczęło działać co najmniej 54 rebeliantów uzbrojonych i wyszkolonych w ramach wspomnianego programu. Po ponad tygodniu zaprzeczania, Waszyngton przyznał, że oddział praktycznie przestał istnieć. Cała sprawa była na tyle wstydliwa, iż próbowano początkowo nie tylko zaprzeczać, ale również tłumaczyć problemy tym, jakoby ten konkretny oddział był szkolony przez Turków, a nie Amerykanów. Pojawiły się także informacje o ewentualnej dezercji oraz przekazaniu przez Turków, islamistom danych o lokalizacji oddziału.

Obecnych 75 rebeliantów wyszkolonych przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników do walki z Państwem Islamskim (IS) przybyło do północnej Syrii w piątek. Mimo porażki projektu - Dywizjon 30, Pentagon do końca roku planuje skierowanie do Syrii jeszcze około 1000 wyszkolonych bojowników. Pierwotnie szkolenia miały rozpocząć się we wrześniu 2014 roku. Opóźnienie tłumaczono przede wszystkim długim procesem sprawdzającym, polegającym na oddzieleniu ewentualnych ekstremistów od pozostałych ochotników.

Co ciekawe, kilka dni temu gen. Lloyd Austin złożył przed senacką komisją sił zbrojnych USA sprawozdanie z postępów w trwających szkoleniach syryjskiej opozycji, na które Kongres przeznaczył 500 mln dolarów.

- Trzeba przyznać, że jest to totalna porażka, chciałbym, żeby tak nie było, ale to jest fakt - tak senatorowie komentowali dotychczasowe "sukcesy" programu. Gen. Austin przyznał, że USA w najbliższym czasie nie wyszkolą 5 tys. bojowników, a z dotychczasowo przerzuconych do Syrii, na polu walki pozostało zaledwie kilku.

Warto podkreślić, że te mocne słowa, które padły w Senacie, wypowiedziano jeszcze przed schwytaniem kolejnej grupy.