Nie ustaje oburzenie wywołane słowami Marine Le Pen, szefowej prawicowego Frontu Narodowego, która nazwała prezydenta Francoisa Hollende'a wicekanclerzem Niemiec. -To wstyd i hańba dla całego narodu - twierdzi były szef rządu Francois Fillon.

Podobnego zdanie jest wielu polityków nie tylko z obozu rządowego. Oburzenie wyrażają zwykli obywatele. Jednak dla wielu słowa Marine Le Penn odzwierciedlają mniej lub bardziej prawdziwy stan rzeczy.

Szefowa największego pod względem poparcia obywateli ugrupowania Francji skomentowała kilka dni temu wspólny występ w Parlamencie Europejskim prezydenta Francji oraz kanclerz Angeli Merkel. Zwracając się ironicznie pod adresem pani kanclerz powiedziała: "Dziękuje Pani, że przybyła Pani dzisiaj ze swoim wicekanclerzem, zarządcą prowincji francuskiej".

Wypowiedź ta cytowana przez francuskie media skłoniła prezydenta Hollande'a do ataku na ugrupowanie pani Le Pen, ostrzegając przed "nacjonalizmem, populizmem i ekstremizmem partii, która chce wystąpienia Francji z UE i likwidacji demokracji".