Korespondencja ze Sztokholmu
Nie taką wprawdzie jak w Danii, gdzie przybyszom konfiskuje się wartościowe przedmioty. Jednak nastroje pod wpływem wielkiej fali imigrantów zmieniają się i w wyjątkowo dla nich do tej pory łaskawej Szwecji. Kiedy Anders Persson, politolog z Uniwersytetu w Lund i Uniwersytetu Linneusza, opublikował tekst „Szwecja musi być w stanie powiedzieć nie uchodźcom", otrzymał natychmiast na portalu społecznościowym ponad 10 tys. głosów poparcia. Jeszcze pół roku temu zapewne zostałby wyklęty jako rasista. Teraz temat imigrantów przestał być tabu, zanika polityczna poprawność.
– Mam 33 lata, mieszkam w Landskronie i nie przeżyłem ani jednego dnia, w którym można by mówić o zintegrowaniu imigrantów ze społeczeństwem – mówi „Rz" Anders Persson. Landskrona przyjęła bardzo wielu imigrantów, powstało tu ich równoległe społeczeństwo z osobnymi osiedlami, szkołami, sklepami, restauracjami.
– Polityka integracyjna to największa pomyłka w nowoczesnej historii kraju. Szwecja powinna przyjmować tylu uchodźców, ilu jest w stanie zintegrować – ocenia Persson. Według niego sposobem, który choć w części sprzyjałby asymilacji i przeciwdziałał segregacji, byłoby wprowadzenie niskopłatnej pracy. Kolidowałoby to jednak ze szwedzkim modelem społeczeństwa dobrobytu.
Zdaniem politologa to dobrze, że nastąpiło przebudzenie i wprowadzono ograniczenia w napływie uchodźców, choć stało się to późno. – Społeczeństwo jest w kwestii uchodźców podzielone – ocenia Persson. – Jest wielu Szwedów, którzy chcieliby restrykcyjnej polityki, ale także wielu opowiada się za kontynuowaniem hojnego podejmowania uchodźców.