Holandia od 1 stycznia objęła rotacyjne przewodnictwo w UE. Będzie kierować Unią po raz 12., na pewno więc holenderska administracja świetnie sobie poradzi z tym wyzwaniem. Holendrzy obiecują działania w duchu europejskiego kompromisu.
Dla polskiego rządu fakt przejęcia prezydencji przez Holandię może jednak stanowić wyzwanie. Bo w najważniejszej dziś dla UE sprawie, czyli jak rozwiązać kryzys uchodźczy, Haga sytuuje się na przeciwnym końcu niż Warszawa.
– Wielkie imperia upadają, jeśli granice nie są dobrze chronione – mówił Mark Rutte, premier Holandii, nawiązując do przykładu imperium rzymskiego.
Dla Hagi priorytetem będzie więc wynegocjowanie porozumienia w sprawie stworzenia Europejskiej Straży Granicznej. Zielone światło dali przywódcy UE na szczycie w grudniu, a zgodziła się nawet Polska, która wcześniej bardzo krytykowała niektóre założenia projektu przygotowanego przez Komisję Europejską. Do czerwca to właśnie Holendrzy mają wypracować kompromis na podstawie dokumentu zaproponowanego przez KE. Główną kontrowersją jest możliwość wysyłania europejskich strażników na zewnętrzne granice UE nawet bez zgody zainteresowanego kraju. Haga sama nie ma z tym problemu: co prawda chroni europejskie granice w porcie w Rotterdamie, ale do tego północnego miasta raczej nie będą zawijać łódki z imigrantami z biedniejszych części świata.
Dla Holendrów więc kwestia suwerenności w ochronie granic nie jest tak wrażliwa jak dla Greków czy Polaków. Natomiast do Holandii uchodźcy docierają przez nieszczelne południowe granice, co zagraża stabilności ich modelu społecznego. Jeszcze w listopadzie Jeroen Dijsselbloem, minister finansów Holandii, w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" argumentował, że strumień uchodźców musi być zatrzymany. I jeśli nie uda się tego zrobić, to Holandia będzie zachęcać do stworzenia ministrefy Schengen – terytorium obejmującego kraje Beneluksu, Niemcy i Austrię.