Szkodzi mu nie tylko związek z krytykowanym byłym włoskim premierem, ale też tzw. dieselgate. To afera z fałszowaniem emisji spalin przez niemiecki koncern Volkswagen, a prawdopodobnie też przez innych producentów samochodów, której – zdaniem wielu ekspertów – można było uniknąć, gdyby w porę Komisja Europejska zareagowała na sygnały, że w unijnym prawodawstwie są łatwe do wykorzystania luki. Komisarzem ds. przemysłu był wtedy właśnie Tajani.
Jednak Włoch bardzo sprawnie i nieoczekiwanie wywalczył sobie większość w EPL. Jeszcze na kilka dni przed głosowaniem stawiano raczej na Irlandkę Mairead McGuinness. Wydawała się świetną kandydatką kompromisu do zaakceptowania przez inne grupy. Nawet Zieloni byli gotowi na nią zagłosować. Jej kontrkandydatami byli Francuz Alan Lamassoure i Słoweniec Alojz Peterle. W pierwszej turze jednak Tajani zdeklasował rywali, zdobywając 94 głosy, podczas gdy uważana za faworytkę McGuiness – 57, Lamassoure – 38, a Peterle – 18. Do drugiej tury nie doszło, bo stało się jasne, że Tajani i tak ją wygra.
– To mistrz zakulisowych rozgrywek. Przez ostatnie dni wychodził sobie to poparcie – mówi nieoficjalnie nasz rozmówca w EPL. Trzeba dodać, że to europoseł o ogromnym doświadczeniu, zasiada w PE od 1994 roku, z jedną tylko przerwą na okres 2009–2014, gdy był unijnym komisarzem. O jego dobrych kontaktach w PE świadczy fakt, że w 2014 roku uzyskał najwięcej głosów w wyborach na wiceprzewodniczącego PE, które są zwykle testem popularności dla eurodeputowanych.
Fakt nominacji kandydata EPL w normalnych warunkach byłby równoznaczny z gwarancją wyboru na stanowisko przewodniczącego PE. Bo chadecy i socjaliści zawarli w 2014 roku umowę o podziale kadencji przewodniczącego, która przewidywała, że w pierwszej połowie będzie nim socjalista, a w drugiej chadek, EPL zagłosowała za Martinem Schulzem w 2014 roku i teraz spodziewa się poparcia socjalistów.
Ci jednak uznali, że umowa jest nieważna, i nominowali własnego kandydata. Jest nim Włoch Gianni Pittella. W Parlamencie Europejskim trudno znaleźć jednoznaczną interpretację tej sytuacji. Dla jednych nominacja jest szczera i socjaliści chcą starcia z chadekami. Dla innych chodzi po prostu o lepsze warunki umowy: w styczniu, tuż przed głosowaniem, Pittella miałby się wycofać i poprzeć Tajaniego.
Z jednego źródła usłyszeliśmy, że jest już szykowana umowa na kolejną kadencję PE, po wyborach w 2018 roku, która znów miałaby gwarantować podział władzy między chadeków i socjalistów. I wtedy Pittella miałby obiecaną pierwszą połowę kadencji na stanowisku przewodniczącego PE. To jednak nie byłaby 100-procentowa gwarancja, bo zależałaby od tego, czy chadecy i socjaliści będą mieli większość w nowym Parlamencie. Jeszcze inni wskazują, że żadnego planu nie ma i całe zamieszanie doprowadzi do tego, że kompromisowym kandydatem będzie liberał. Na razie lider tej grupy, Guy Verhofstadt, nie ogłosił, czy będzie się starał o stanowisko.