Marta Lempart, liderka Strajku Kobiet i kandydatka na prezydenta Wrocławia w rozmowie z Onetem została zapytana o to, czy jej zdaniem Wrocław jest bezpiecznym miastem. - Wiemy, że nie jest, po tym, co się stało w sobotę po Marszu Równości. Nasza koleżanka, która kandyduje na radną z komitetu "Wrocław dla wszystkich" i która jednocześnie jest aktywistką Strajku Kobiet, została razem z kolegą napadnięta przez ośmiu tzw. "pseudopatriotów" - powiedziała Lempart w rozmowie z Onetem. Zaznaczyła także, że jest to dla niej „strasznie przykre”. - Przypominaliśmy o tym władzom miasta, prosząc o to, żeby skorzystały z bardzo prostego przepisu, który jest w ustawie o zgromadzeniach i mówi o tym, że nie powinny się dwa zgromadzenia odbywać jednocześnie w tym samym miejscu i czasie, jeżeli zagraża to ludzkiemu zdrowiu i życiu - powiedziała. - Władze miasta uznały, że nie ma żadnych przeszkód wobec tego, żeby na trasie Marszu Równości, dużej imprezy, ważnej, wolnościowej, tolerancyjnej i przyjaznej, zarejestrować marsz, który jest organizowała Młodzież Wszechpolska między innymi. To nie stało się w czasie marszu, ale to oznacza to samo, że władze miasta boją się powiedzieć „nie”, że władze miasta boją się powiedzieć „tak, wiemy, że te środowiska są niebezpieczne, groźne - powiedziała. Lempart zaznaczyła także, że „ma ogromny żal”. - Jestem bardzo zła. To była niebezpieczna sytuacja, napastnicy mieli przy sobie pałki - podkreśliła.