1 stycznia we Francji i w większości niemieckich landów wchodzą w życie ustawy zakazujące palenia tytoniu w miejscach publicznych, nie wyłączając kawiarni, barów i restauracji.
– Mam spakować manatki i iść na emeryturę? Nie mam takiego zamiaru – mówi Rudiger, właściciel małej knajpki w Berlinie. Uprzedza, że nie będzie donosił na gości, którzy zignorują zakaz palenia. Nie on jeden. Stowarzyszenie niemieckich hotelarzy i restauratorów złożyło właśnie skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Twierdzi, że zakaz narusza podstawowe prawa człowieka, musi więc zostać szybko uchylony. – Nie możemy dopuścić do tego, by traktowano nas jako obywateli drugiej kategorii – nawołuje w publicznej telewizji Klaus Hönig, szef organizacji reprezentującej, jak twierdzi, 22 miliony niemieckich palaczy. Wielu z nich szykuje się do akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa, nie bacząc na grzywnę do 1000 euro za złamanie zakazu.
Niemcy kochają papierosy i cygara. Według oficjalnych statystyk regularnie pali niemal jedna czwarta obywateli. Wśród młodzieży do lat 17 po papierosa sięga co piąty nastolatek. To daje Niemcom miejsce w europejskiej czołówce. Znanym palaczem jest były kanclerz Helmut Schmidt. Właśnie obchodził 89. urodziny z papierosem w dłoni. Państwo niemieckie świetnie zarabia na takich jak on. Z każdej paczki papierosów, która kosztuje w Niemczech 4 euro, 3,09 euro trafia do budżetu państwa. Oznacza to roczne dochody w granicach 14 miliardów euro.
Francuzi też kochają papierosy. W wielu barach i kawiarniach można wciąż spotkać ludzi palących słynne gauloises bez filtra. Od nowego roku 13,5 milionowej rzeszy francuskich palaczy będzie grozić za to kara w wysokości 450 euro. Właściciel kawiarni zapłaci dodatkowo 750 euro, jeżeli pozwoli klientowi na łamanie prawa. Palenie będzie dozwolone tylko na ulicy i we własnym domu. Ominąć zakaz mogą właściciele lokali z ogródkami. Według dziennika „France Soir” wielu z nich pospiesznie pokrywa je teraz dachem i instaluje grzejniki, by klienci nie marzli przy stolikach podczas sezonu zimowego.
Inną możliwością ominięcia zakazu jest stworzenie zamkniętej palarni w lokalu. Pomieszczenie to nie może mieć okien i musi być szczelne. Restauratorzy są oburzeni. Twierdzą, że będą to „więzienia dla palaczy”. Według minister zdrowia Roselyne Bachelot resortowi nie chodzi o dokuczenie palaczom, lecz o uniknięcie 70 tysięcy zgonów rocznie spowodowanych paleniem. Dlatego zakazowi będzie towarzyszył rządowy program pomocy dla ludzi, którzy chcą rzucić nałóg.