– Jestem wykończona. Od lat co trzy godziny przekręcam Krzysztofa z boku na bok, karmię przez rurkę, wyjmuję stolec – mówi Jackiewicz. – Chcę dla niego eutanazji, bo nikt nie jest w stanie mu pomóc.
Jej wyznania opublikował wczoraj „Dziennik”.
Syn pani Barbary ma dziś 40 lat. Jego mózg przestał funkcjonować, gdy miał 16 lat. Krzysztof cierpi na podostre stwardniające zapalenie mózgu (SSPE) – nieuleczalne i bardzo rzadkie powikłanie po przebytej w przedszkolu odrze. Jest uzależniony od opiekujących się nim rodziców, którzy swoje mieszkanie na warszawskich Bielanach zmienili w domowe hospicjum.
– Opowiedziałam o nas mediom, bo nie wierzę, że pisma do urzędników i procesy sądowe nam pomogą – powiedziała „Rz” Barbara Jackiewicz. Zaapelowała, by obrońcy życia i przeciwnicy eutanazji, Jarosław Gowin czy Marek Jurek, przyszli i zobaczyli jej syna.
Zdaniem Wojciecha Małka z Sądu Okręgowego w Warszawie prośba kobiety o eutanazję dla syna nie ma szans na powodzenie. – Zagadnienie, czy i kiedy skracać życie chorego, może być przedmiotem dyskusji medycznych. W świetle prawa taka procedura jest jednoznacznie niemożliwa – mówi Małek. – Żaden sędzia nie pozwoli odłączyć chorego od aparatury podtrzymującej życie.