Nora podjęła taką decyzję, gdy była w ciąży. „Wydawało się, że pierwsza wpadłam na ten pomysł” – opowiadała gazecie „Svenska Dagbladet”. Później jednak okazało się, że tak nie było.
Nora chce, by jej dziecko, które nazwała Pop, rozwijało się bez żadnych ograniczeń i nie było narażone na odgrywanie określonej roli, do jakiej zmuszają stereotypowe wzorce zachowań płci.
Zapewnia, że to nie jest żaden eksperyment. Dużo bardziej niebezpieczne jest jej zdaniem „wydanie dziecka na świat z etykietką na czole, na której jest napisane „różowe” lub „niebieskie”. Płeć to jej zdaniem tylko „konstrukcja społeczna”. Także Jonas mówi, że tak długo, jak to będzie możliwe, Pop nie będzie narażone na wpływ osób, które traktują inaczej dziewczynki i chłopców. – Jeżeli mogę chronić moje dziecko przed zaszufladkowaniem, to chcę to robić – podkreśla.
Pop czasem nosi więc sukienkę, a czasem spodnie. W szafie ma całą kolekcję ubrań. Samo decyduje, co na siebie włoży. Zmienia się mu też często fryzury. Rodzice zwracają się do dziecka po imieniu, unikając słów „on” i „ona”. Zapewniają jednak, że nigdy nie ukrywali przed nim, jaka jest jego płeć. Wie o tym także najbliższa rodzina i opiekunowie, którzy zmieniali Pop pampersy. Nora i Jonas mówią, że dziecko, które ma teraz trzy lata, czuje się dobrze i dobrze się rozwija. Są przekonani, że pewność siebie i osobowość, którą już dostrzegli, zachowa do końca życia.
– Sądzę, że pomogliśmy Pop rozwinąć silne cechy charakteru – ocenia Nora. Artykuł w „Svenska Dagbladet” o szwedzkiej parze wywołał burzę w sieci. Niektórzy internauci pisali, że rodzice oszaleli, że znęcają się nad dzieckiem. Inni chwalą pomysł.