Na południowym brzegu rzeki św. Wawrzyńca mieszka ok. 8 tys. Indian nazywanych popularnie Mohawkami. Wśród nich żyje nieliczna grupa białych – małżonków Indian. Rada rezerwatu chce, by się wyprowadzili.
– Pozostało nam jedynie tych 13 tysięcy akrów ziemi. Nie mamy dokąd pójść. Każdego z chęcią witamy, ale pod koniec dnia mówimy mu: wracaj do domu – opowiadał Joe Delaronde, rzecznik rady. Chodzi o 25 osób. Mają 10 dni na spakowanie się.
Wśród powiadomionych jest 60-letnia Pauline Labelle, od dziesięciu lat mieszkająca w rezerwacie z Indianinem, 66-letnim Alvinem Delisle. – Nikt mi nie będzie mówił, kogo mogę przyprowadzić do mojego domu i z kim mam chodzić do łóżka – twierdzi pan Delisle, były szef rady Kahnawake. Gotów jest do walki o swoje prawa.
„Czy to czystka etniczna czy zwyczajny rasizm? Tak czy inaczej, na takie rzeczy nie ma miejsca w Kanadzie” – napisał w komentarzu dziennik „The Globe and Mail”. Delisle uważa podobnie. – To nieludzkie. Do diabła, to rasizm – powiedział dziennikarzom „Montreal Gazette”.
Indianie patrzą na to inaczej – czują się zagrożeni. Oprócz Kahnawake żaden rezerwat w Kanadzie nie znajduje się tak blisko dużego miasta. I dlatego od lat starają się ograniczyć dostęp do swojego rezerwatu, który na planach Montrealu wygląda jak spora, biała plama. Najnowszym źródłem ich dochodów jest licencjonowanie internetowego hazardu: kasyno online najłatwiej zarejestrować właśnie tu.