Reklama

Włosi oszukują pracodawców. Ci ich śledzą

700 włoskich firm detektywistycznych żyje ze śledzenia Włochów na chorobowym na zlecenie swoich pracodawców. W 90 procentach podejrzenia sprawdzają się. Pracownicy symulują chorobę.

Aktualizacja: 15.02.2015 07:29 Publikacja: 15.02.2015 06:20

Włosi oszukują pracodawców. Ci ich śledzą

Foto: Bloomberg

Jeszcze półtora roku temu INPS (włoski ZUS), rutynowo i na wniosek pracodawców, kontrolował pracowników na chorobowym w sektorze publicznym i prywatnym. W 2012 roku lekarze-orzecznicy w sumie złożyli chorym blisko milion niezapowiedzianych wizyt. Jednak rok później w ramach oszczędności ograniczono rutynowe kontrole wyłącznie do pracowników budżetówki. Zatrudnionych prywatnie INPS godził się kontrolować nadal, ale wyłącznie na wniosek pracodawców w konkretnych przypadkach i za słoną opłatą. Równocześnie zwolniono tak wielu lekarzy-orzeczników, że liczba kontroli spadła o 2/3 i system utracił zdolność prawidłowego funkcjonowania.

Prywatni przedsiębiorcy zaczęli więc w podejrzanych przypadkach zwracać się o pomoc do firm detektywistycznych, na co włoskie prawo zezwala od 2001 r. Ale biznes włoskich detektywów ruszył pełną parą dopiero w połowie listopada ubiegłego roku, gdy Sąd Kasacyjny uznał, że w przypadku symulowania choroby można pracownika natychmiast zwolnić lub surowo ukarać. W tej chwili ścigając symulantów i oszustów pełną parą działa blisko 700 biur detektywistycznych. Francesco Castro, szef firmy „Vigilar Group" (a grupa to ojciec i syn), zwierzył się dziennikowi „Il Giornale": „Te zlecenia spadły nam, prywatnym detektywom, jak manna z nieba. Przedtem śledziliśmy podejrzanych o niewierność, ale dziś podejrzliwi i zazdrośni mogą to łatwo zrobić sami. Wystarczy skontrolować telefon komórkowy partnera, zajrzeć mu do komputera albo na FB czy zamontować ukrytą kamerkę". Szef największej włoskiej firmy detektywistycznej Axerta Investigation Consulting pochwalił się, że o pomoc zwróciły się do niego wielkie firmy przemysłu samochodowego i farmaceutycznego, a przy tym ujawnił: „Zgodnie ze słynnym powiedzeniem Giulio Andreottiego (7-krotny premier Włoch – pk), że myśleć o kimś źle jest grzechem, ale prawie zawsze człowiek ma rację, aż 90 procent podejrzeń pracodawców się sprawdza." Przytoczył kilka zabawnych przykładów: pracownik fabryki na zwolnieniu z powodu wywichnięcia ramienia wygrał amatorski turniej tenisowy, człowiek rzekomo powalony ostrym atakiem rwy kulszowej dźwigał worki z cementem rozbudowując sobie dom i złamał przy tym nogę, a księgowego na zwolnieniu z powodu identycznej przypadłości detektyw wypatrzył i sfotografował w domu rozpusty.

Detektywi węszą wyłącznie w sektorze prywatnym, w którym pracownicy chorują o wiele krócej i rzadziej, bo średnio 6 dni raz w roku, niż w budżetówce, gdzie chorobowa średnia to 10 dni i dwie choroby. To w sektorze publicznym pracownicy podupadają na zdrowiu najczęściej w poniedziałek, czego trudno nie łączyć z chęcią przedłużeniem weekendu. Co więcej, liberalizacja prawa pracy ułatwiająca zwolnienia pracowników z powodów dyscyplinarnych, w tym symulowania choroby, nadal nie dotyczy budżetówki, która rządzi się swoimi pobłażliwymi prawami. Ze statystyk wynika, że w 2013 r. w sektorze publicznym, w którym pracuje 3,3 mln Włochów (15 proc. wszystkich pracujących) podjęto 7 tys. postępowań dyscyplinarnych. 75 proc. umorzono, a zwolniono zaledwie 220 osób. Niemal połowę za uporczywe unikanie pracy, a 1/3 za branie łapówek.

Dopiero teraz młoda minister administracji publicznej Marianna Madia (34 l.) złożyła projekt megaustawy, którą ma nadzieję zdyscyplinować pracowników budżetówki. Przewiduje natychmiastowe zwolnienia dla symulantów. Problem nie jest błahy. Gdyby pracownicy administracji publicznej cieszyli się tak dobrym zdrowiem jak Włosi w sektorze prywatnym, budżet państwa zaoszczędziłby 3,7 mld euro rocznie (redukcja zatrudnienia, nadgodzin, etc.). Strat jakie ponosi Italia z powodu bardzo chorowitej AP wyliczyć nie sposób, bo trudno oszacować ile kosztują godziny spędzone przez Włochów w kolejkach do urzędów i opóźnienia w wydawaniu decyzji i dokumentów. Ogółem niewydolność włoskiej AP według włoskiego think-tanku Eurispes kosztuje Italię ponad 2 punkty PKB – 35 mld euro.

W wielu sektorach włoskiej gospodarki i administracji, szczególnie na południu, symulowanie choroby weszło do tolerowanego społecznego obyczaju. Nie bez udziału lekarzy. Zresztą włoska służba zdrowia też choruje na potęgę. Włoscy detektywi o przyszłość mogą się nie martwić.

Reklama
Reklama
Społeczeństwo
Kibice rozczarowani wizytą Leo Messiego w Kalkucie. Wdarli się na boisko i zdemolowali stadion
Społeczeństwo
Ultrabogacze podbijają świat. I nadal się bogacą
Społeczeństwo
Czy Szwajcaria ustali w referendum liczbę ludności? Głosowanie możliwe w 2026 roku
Społeczeństwo
Kłopoty z multikulturowością na antypodach
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Społeczeństwo
Pobór wraca do Europy? Francja szykuje się na trudne czasy
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama