W ostatnich latach nastąpiła zdecydowana upolityczniona aktywizacja kobiet. Dopiero niedawno Polki zrozumiały, że prywatne jest polityczne i najlepiej to widać na przykładzie praw rozrodczych. Przez lata kobiety uważały to za problem "uprywatniony": to moja sprawa, jeśli będę miała kłopot, znajdę sobie w internecie pigułki, które za odpowiednią cenę sobie kupię, i nie jest to problem do rozwiązywania legislacyjnego - uważa prof. Fuszara.
- Przez wiele ostatnich lat nie odczuwałam u kobiet potrzeb działania na rzecz zmiany prawa - to była wielka różnica w porównaniu z początkiem lat 90., gdy pojawił się pierwszy projekt ustawy antyaborcyjnej. Powstałe wówczas komitety zebrały 2,5 mln podpisów przeciwko niej. Potem nastąpiła faza sprywatyzowania problemu, a w tej chwili znowu się on upublicznił - mówiła socjolożka.
Zdaniem gościa Zuzanny Dąbrowskiej stało się tak ze względu na działania tzw. obrońców życia i projekty zaostrzenia prawa antyaborcyjnego.
- To jest przykład, na którym bardzo dotkliwie kobiety zrozumiały, że wszystkie ich prawa mogą zostać zakwestionowane, że nawet jeśli te uprawnienia są malutkie, to można próbować je kobietom odebrać. I tu odpowiedź jest: nie, nikt nam tych praw nie odbierze - mówiła Fuszara.
Profesor uważa, że bardzo zmienił się w ostatnim czasie zakres aktywności kobiet, które zrozumiały, że problem leży w legislacji, że te wszystkie próby to jest atak na prawa, a nie na rodzaj decyzji.
- Spotykam wiele kobiet, które mówią, że nigdy nie zrobiłyby aborcji, ale podkreślają, że tej decyzji nikt nie może im narzucić siła - mówiła Małgorzata Fuszara.