Reklama

Kto chce zarobić na wypadku dziennikarzy

Internauci mogli kupić fragment zderzaka rozbitego ferrari. Allegro nie wycofało aukcji

Publikacja: 27.03.2008 03:25

„Tylko dla fanów marki Ferrari” – tak julecz_ka zachęca do nabycia części ze spalonego modelu Ferrari Modena 360 z rocznika 2004. W opisie aukcji nie pojawia się informacja, że chodzi o samochód, którym podróżował Maciej Zientarski. Jednak to dokładnie ten sam model i rocznik.

– Albo ktoś chce wykorzystać naiwność osób licytujących w tym serwisie, albo rzeczywiście mamy do czynienia z próbą sprzedania części tamtego pojazdu. Tak czy owak jest to zachowanie po prostu niesmaczne – uważa profesor Jacek Hołówka, etyk z Uniwersytetu Warszawskiego.

Jego zdaniem, jeśli rzeczywiście ktoś próbuje zbić interes na częściach samochodu, którym jechał Zientarski, to powinna się tym zainteresować policja. – Jeśli nie handluje tym właściciel auta, nikt inny nie ma prawa tego robić. Niestety nie brakuje osób, które próbują zarobić na ludzkim nieszczęściu.

Sama aukcja nie cieszyła się powodzeniem. Do godziny 14 na stronę weszło zaledwie 250 osób. Dopiero kiedy poinformował o tym dziennik.pl, liczba osób wchodzących na stronę zdecydowanie wzrosła, a do licytacji zaczęli się przyłączać pierwsi chętni.

Cena wywoławcza wynosiła 50 zł. Aukcja kończyła się późnym wieczorem. Ostatecznie fragment samochodu wylicytowano za 405 zł.

Reklama
Reklama

Allegro nie zdecydowało się na wycofanie licytacji, ponieważ – jak tłumaczy – nie ma dowodów, że wystawiony fragment pochodzi rzeczywiście z samochodu, którym jechał Zientarski.

Czerwone ferrari, którym jechali dwaj dziennikarze motoryzacyjni – oprócz Zientarskiego także Jarosław Zabiega z „Super Expressu”, rozbiło się 27 lutego na ulicy Puławskiej w Warszawie. Jarosław Zabiega zginął na miejscu. Maciej Zientarski w ciężkim stanie znajduje się w szpitalu. Od blisko miesiąca jest w śpiączce. Przeszedł kilka operacji, ostatnio zoperowano mu ramiona. Lekarze zapewniają, że wszystko przebiegło zgodnie z planem i stan pacjenta jest stabilny.

Policyjni specjaliści uważają, że w chwili wypadku auto mogło jechać z prędkością prawie 300 km/h. Świadczą o tym ślady hamowania. Dziennikarzowi może grozić nawet do ośmiu lat więzienia.

Auto zostawił Maciejowi Zientarskiemu na przechowanie znajomy, który kilka dni wcześniej kupił je za ponad 300 tys. zł. Samochód nie miał ubezpieczenia AC.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

j.strozyk@rp.pl

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Społeczeństwo
Prezes OTOZ Animals: To błąd Jarosława Kaczyńskiego, jego wyborcy przecież też lubią psy
Społeczeństwo
Rząd wyprowadza Ukraińców z pensjonatów. Polska zmniejsza wsparcie dla uchodźców
Społeczeństwo
Czy zakazać obrzezania u chłopców? Przewiduje to petycja, którą zajmie się Sejm
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Społeczeństwo
Poznaliśmy Młodzieżowe Słowo Roku 2025
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama