Po 34 latach poszukiwań udało mu się ustalić swoją prawdziwą tożsamość. Teraz dobiegający siedemdziesiątki mężczyzna ma tylko jedno marzenie. – Chcę odnaleźć grób swojej prawdziwej matki, by złożyć na nim kwiaty - mówi.
Gdy w 1975 roku zmarli jego rodzice, Heinecke zaczął szukać. Złożył wniosek i zaczął zbierać strzępy informacji z najróżniejszych źródeł. - Przez lata archiwa były zamknięte albo otrzymywałem tylko fragmenty akt - opowiadał. - Po dwudziestu latach dowiedziałem się, że byłem w programie Lebensborn, ale wciąż nie miałem pojęcia, skąd pochodzę - dodał. Historię - jedną z tych, jakich tysiące wydarzyły się w czasie wojny, opisuje brytyjski dziennik „Daily Telegraph”.
Poszukiwania mogły posunąć się do przodu dopiero dwa lata temu, kiedy w Bad Arolsen (w niemieckiej Hesji) otwarto największe na świecie archiwum ofiar Trzeciej Rzeszy. Pod auspicjami Międzynarodowego Czerwonego Krzyża zgromadzono tam ogromną ilość danych ofiar prześladowań, osób przesiedlonych, jeńców, robotników przymusowych i ofiar obozów koncentracyjnych.
Heinecke odkrył, że naprawdę nazywał się Aleksander Litau i urodził się we wiosce na sowieckim Krymie, który wówczas znajdowała się pod hitlerowską okupacją. Odebrany rodzicom chłopiec trafił najpierw do Łodzi, gdzie niemieccy lekarze sprawdzali, czy nadawał się na kandydata do rasy nadludzi. - Z akt wynika, że mierzyli mi dosłownie wszystko - wspomina Heinecke. Po pozytywnym przejściu badań kwalifikacyjnych chłopiec wysłany do Niemiec. Trafił do „porządnej” nazistowskiej rodziny, domu, w którym często bywał sam Himmler. - Rodzice wierzyli w nazizm, ale nie byli kryminalistami - mówi Heinecke. Niemieccy rodzice nie mogli mu jednak powiedzieć tego, co go najbardziej frapowało. Nie znali odpowiedzi na pytanie, kim jest. – Dobrze mnie wychowali, dali mi edukację, wyjazdy zagraniczne - przybranych rodziców wspomina dobrze, ale jego największym marzeniem jest odnalezienie prawdziwej matki. - Chcę położyć kwiaty na jej grobie. To wystarczy.
Nadzorowany przez Heinricha Himmlera program Lebensborn miał stworzyć idealną rasę nadludzi. Zgodnie z jego zaleceniem z 1939 roku każdy oficer przed wyruszeniem na front powinien spłodzić dziecko w myśli hasła „podarować dziecko wodzowi” (dem Fuehrer ein Kind schenken). W tym celu w Niemczech powstały specjalne ośrodki, w których SS-mani odbywali stosunki seksualne z samotnymi Niemkami, by spłodzić idealnych Aryjczyków. Oczywiście musiały one być odpowiednio dobrane - tak, by spełniać wszystkie rasowe wymogi.