Po kłusowniku została tylko czaszka i para spodni - czytamy w relacji opublikowanej przez największe zachodnie media, m.in. CNN i BBC. Do zdarzenia doszło w Republice Południowej Afryki, w Parku Narodowym Krugera.
Mężczyzna w parku narodowym pojawił się w poniedziałek, wraz z czterema innymi kłusownikami. Chcieli zapolować na nosorożce - napisała w oświadczeniu dyrekcja Parku Krugera. Słoń miał „nagle” zaatakować rzekomego kłusownika, zabijając go. Jego wspólnicy powiedzieli, że zabrali ciało pechowca na drogę i tak je pozostawili, aby można było je odnaleźć rano. Jednak później zniknęło ono z parku - twierdzi policja.
Rodzina mężczyzny została przez kompanów poinformowana o śmierci kłusownika we wtorek. Po ciało ruszyła grupa poszukiwawcza. Zarówno piesi poszukiwacze, jak i policjanci w helikopterze, nie mogli znaleźć ciała z powodu słabej widoczności.
Poszukiwania zostały wznowione w czwartek rano, z dodatkową grupą strażników. W końcu natrafiono na to, co pozostało z ciała. "Wskazówki znalezione na miejscu zdarzenia sugerują, że szczątki zostały pochłonięte przez lwy, a pozostała tylko ludzka czaszka i para spodni" - czytamy w komunikacie parku.
Glenn Phillips, dyrektor Parku Narodowego Krugera, złożył kondolencje rodzinie mężczyzny. - Wejście do Parku Narodowego jest nielegalnie, a chodzenie w tym miejscu pieszo nie jest mądre, jest wiele niebezpieczeństw. Ten incydent jest tego dowodem - ostrzegł. - Bardzo smutne jest to, że córki zmarłego opłakują stratę ojca, a co gorsza, są w stanie odzyskać bardzo niewiele z jego szczątków - dodał.