Pojawiają się kolejne bulwersujące informacje w sprawie Łukasza Zawadzkiego, chorego na schizofrenię paranoidalną, który zamiast na leczeniu w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym, latami przebywał w aresztach śledczych. Wygląda na to, że obok zwykłego braku empatii i lekceważenia, to przykład braku kontroli i nadzoru nad tym, co się dzieje w zakładach karnych z osobami chorymi.
Najważniejsza jest pogoda ducha
O sprawie napisaliśmy w piątek. Łukasz Zawadzki od dziecka cierpi na schizofrenię paranoidalną. Przejawia się ona w kompulsywnym pisaniu listów do sędziów, prokuratorów, dziennikarzy i instytucji publicznych z wyzwiskami i pogróżkami.
W listopadzie 2009 r. Zawadzki, przebywający w areszcie za pisanie pogróżek do sędziów i prokuratorów, wysłał do rzecznika praw obywatelskich obszerny list, w którym prosił o pomoc w dokonaniu eutanazji. Pisał, że nie chce już żyć, że stracił nadzieję, iż kiedykolwiek zobaczy świat spoza krat.
– To było dramatyczne wołanie o pomoc – mówi „Rz" Jadwiga Zawadzka, matka Łukasza.
Co odpisał rzecznik? W piśmie, którym dysponujemy, urzędnik Zespołu Prawa Karnego Wykonawczego RPO poinformował, że wykonywanie zabiegów eutanazji w Polsce jest zabronione. „Trudno o optymizm, gdy przebywa się w takim miejscu jak zakład karny, jednak i w tej sytuacji trzeba starać się ten czas wykorzystać z jak największym pożytkiem dla siebie i dbać o pogodę ducha". Innej reakcji urzędnika nie było.