Rodzina Wybultów opiekowała przez wiele lat niepełnosprawną Marią Gutowską mieszkającą niedaleko ich gospodarstwa.

W 1999 r. Urszula Wybult zaprosiła gości. Na przyjęcie nie przybyła Gutowska. Syn Wybultów odwiedził ją na drugi dzień – znalazł ją martwą.

Wybulta obciążył sąsiad – Krzysztof B. Twierdził, że brał udział w imprezie i tego wieczoru wraz z Wybultem poszedł do domu Gutowskiej. Czekał na zewnątrz domu. Kiedy Wybult wychodził, miał trzymać w ręce narzędzie, które wytarł chustką i wyrzucił. Policja nigdy nie znalazła owego narzędzia. – Tata nigdzie nie był. B. kłamał, że był wtedy naszym gościem i wyszedł na chwilę razem z tatą z domu – opowiada Witold Wybult.

Żaden z gości nie potwierdził obecności B. na uroczystości. Mimo pomyłek w zeznaniach sąd wziął je pod uwagę i skazał Jerzego Wybulta na 15 lat więzienia. Wyszedł po 11 latach za dobre sprawowanie. B. zmarł kilka lat temu.

– Pracowałem w zakładzie karnym, w którym przebywał Wybult. Widzieliśmy się prawie każdego dnia. Wśród tysięcy skazanych spotkałem wielu, którzy mówili, że są niewinni, ale w przypadku Wybulta każdy rozsądny człowiek powinien mieć wątpliwości, jak było naprawdę – mówi Ryszard Seroczyński, wychowawca w Zakładzie Karnym we Włocławku.