W podwarszawskich Laskach Robert K. zaatakował kilka dni temu młotkiem podopieczną ośrodka pomocy społecznej oraz przebywającą z nią pracownicę socjalną. Potem podpalił budynek i dokonał samookaleczenia. Policja pojawiła się na miejscu dopiero po interwencji sekretarza gminy Izabelin u komendanta powiatowego policji.
Resort pracy oraz policja nie gromadzą danych dotyczących napadów, których ofiarami są pracownicy socjalni. Do najtragiczniejszego doszło miesiąc temu w Makowie koło Skierniewic: 62-letni mężczyzna oblał benzyną pracowników ośrodka i podpalił. Dwie urzędniczki zmarły.
Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz w piśmie, które trafiło do samorządów, zaapelował do nich o poprawę bezpieczeństwa pracowników OPS. Przyznał, że do ministerstwa docierają informacje o ich zastraszaniu i wymuszaniu większych świadczeń. Zaproponował m.in., aby wywiady środowiskowe z tzw. trudnymi klientami były prowadzone przez dwóch pracowników socjalnych w asyście policji. Proponuje, aby osoby wchodzące do OPS były kontrolowane, a ich pobyt monitorowany. Postuluje, aby urzędy były wyposażone w przyciski alarmowe połączone z sekretariatem ośrodka lub policją. Obiecuje też, że dla pracowników socjalnych zostaną zorganizowane przez policję szkolenia.
– Realizacja tych propozycji nie jest realna. Monitoring jest kosztowny. Trudno liczyć na wsparcie policji, gdy rok temu został u nas zlikwidowany komisariat – mówi nam Witold Malarowski, wójt gminy Izabelin.
– Pieniądze na poprawę bezpieczeństwa ośrodków już powinny być, a o tym nie ma mowy – dodaje Jerzy Stankiewicz, wójt Makowa, który chce zainstalować w wejściu do ośrodka śluzę jak w banku. — Ale i tak nie możemy przewidzieć sytuacji, gdy ktoś przyjdzie z benzyną i dokona podpalenia – dodaje wójt Makowa.