GUS podał we wtorek wstępne dane o sytuacji ludnościowej Polski w 2014 roku. Wynika z nich m.in., że w ubiegłym roku urodziło się 376 tys. dzieci. Rok wcześniej było ich 369,6 tys. To nieoczekiwany wzrost.

Komentarz: Polacy chcą mieć dzieci

W opublikowanej w październiku tego roku prognozie demograficznej na lata 2014–2050 ten sam GUS przewidywał, że 2014 r. będzie najgorszy pod względem przyrostu naturalnego po II wojnie światowej. Prognozował 360,4 tys. urodzeń i 384,1 tys. zgonów. W efekcie tzw. ujemny przyrost naturalny (przewaga zgonów nad urodzeniami) miał wynieść 23,7 tys. osób. Ten wynik miał być gorszy niż zanotowany rok wcześniej, kiedy wyniósł 17,7 tys. i  był najgorszy od 1945 r.

Ostatecznie kończy się na dodatnim przyroście naturalnym. Ponieważ liczba zgonów wyniosła 372 tys.,  przewaga urodzeń nad zgonami wynosi 4 tys. Eksperci tłumaczą, że pierwsze efekty zaczyna przynosić polityka rodzinna prowadzona przez rząd. Chodzi m.in. o dłuższe urlopy dla rodziców (patrz wyżej) czy poprawiający się dostęp do opieki w przedszkolach. – Rodzice czują się nieco bezpieczniej i decydują się na potomstwo – ocenia Michał Kot z Fundacji Republikańskiej.

To, że udało się nie zrealizować najczarniejszego scenariusza, nie oznacza jednak, że Polska wydobywa się z demograficznej przepaści. Tzw. wskaźnik dzietności (odpowiada na pytanie, ile dzieci urodzi statystyczna kobieta) wciąż oscyluje wokół 1,3, co plasuje nas na 212. miejscu na 224 kraje świata. By naród nie wymierał, wskaźnik ten powinien wynosić więcej niż 2.