Część internautów jest oburzona słowami pisarki, która w wywiadzie dla włoskiego dziennika porównała sytuację polityczną na Białorusi do tej, jaka jest w Polsce.
W rozmowie, która nosi tytuł "Białoruś jak Polska. Płacą za powolność Europy", Tokarczuk podkreśla, że międzynarodowe instytucje powinny bardziej zdecydowanie działać w przypadkach łamania demokracji.
- Kiedy narastał ucisk reżimu Łukaszenki wobec protestujących, niewiele zrobiono i teraz, po porwaniu dysydenta po zmuszeniu samolotu do lądowania, cała Europa jednogłośnie domaga się sprawiedliwości, mówi o sankcjach, ale może już być za późno - mówiła Tokarczuk. - Bezradny krzyk Białorusi pozostanie w naszych głowach przez lata, jeśli demokratyczny świat nie okaże się świadomy i zdeterminowany.
Tokarczuk mówiła również o powolnej reakcji unijnych organów na łamanie praw osób LGBT w Polsce. Wraz z innymi intelektualistami złożyła swój podpis pod listem do Ursuli von der Leyen w tej sprawie. - Być może tryby unijne obracają się wolno, ale mamy nadzieję, że skutecznie, bo to, co dzieje się w Polsce, jest niepokojące - mówiła Olga Tokarczuk w rozmowie z "Corriere della Sera". - Ataki na środowisko LGBT wymykają się spod kontroli. Niektóre gminy ogłaszają się "strefami wolnymi od LGBT". To jest sprzeczne z duchem UE, ale przede wszystkim jest sprzeczne z prawem.
Pisarka krytykowała też zaostrzenie prawa aborcyjnego w Polsce, nazywając je barbarzyński. Dodała, że pandemia sprzyja takim reżimom, które sprawują władzę w Polsce i na Białorusi, bo łatwiej wywrzeć presję na społeczeństwo, które się boi.