Pod koniec października w kamienicy w centrum Katowic doszło do potężnego wybuchu gazu. Eksplozja rozerwała część budynku niszcząc trzy piętra mieszkalne. W tragedii zginęły trzy osoby - dziennikarz TVN Dariusz Kmiecik wraz z żoną i dwuletnim dzieckiem oraz kilkanaście dni później, w szpialu, 45-letni mężczyzna, w którego mieszkaniu prawdopodobnie doszło do wybuchu.
Tygodnik "Polityka" dotarł do niepublikowanego jeszcze raportu straży pożarnej z tego zdarzenia. Wynika z niego jednoznacznie, że wybuch nie był przypadkowy. Instalacja gazowa w mieszkaniu 45-latka była rozkręcona intencjonalnie w dwóch miejscach - przy kuchence gazowej w kuchni oraz pod piecykiem ogrzewającym wodę w łazience. W tym drugim miejscu otwarty był również zawór gazu.
Jakie były powody takiego stanu? Nie wiadomo. - Prokuratorzy biorą pod uwagę, że celowe działanie człowieka było przyczyną tego zdarzenia. Oficjalne wypowiedzenie się co do przyczyny, będzie jednak możliwe dopiero po tym, jak będziemy mieć pełny materiał dowodowy - tłumaczy jedynie Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Śledczy nie zdążyli przesłuchać 45-latka, u którego prawdopodobnie doszło do wybuchu. Zmarł po trzech tygodniach od tragedii, w wyniku oparzeń, w szpitalu w Siemianowicach Śląskich.
Wiadomo jednak, że mężczyzna miał być eksmitowany, a w jego mieszkaniu znaleziono licznik gazu pozbawiony liczydła. Razem z nim mieszkała również jego chora matka. Dwa dni przed katastrofą kobietą zajęła się jednak opieka społeczna.
Po tragedii prezydent Bronisław Komorowski podjął decyzję o pośmiertnym odznaczeniu Złotymi Krzyżami Zasługi Brygidy Frosztęgi-Kmiecik oraz Dariusza Kmiecika.