Reklama

Polska bieda. Nie zmieniła się od dekady

Grupa polskich ubogich jest tak samo liczna jak w roku 2000. Eksperci: brakuje długofalowej polityki

Publikacja: 02.08.2011 04:12

Polska bieda. Nie zmieniła się od dekady

Foto: Fotorzepa, Dariusz Majgier DM Dariusz Majgier

Rodziny wielodzietne, renciści, niepełnosprawni, bezrobotni, ale też pracujący za niskie pensje – to grupy społeczne najbardziej zagrożone ubóstwem, które wskazuje najnowsze badanie Głównego Urzędu Statystycznego.

Z opracowania wynika, że mimo wzrostu ogólnego poziomu życia w Polsce notowanego w ostatniej dekadzie, w skrajnym ubóstwie wciąż żyją setki tysięcy polskich rodzin – w sumie ponad 2,2 mln Polaków, w tym ponad 600 tys. dzieci.

– Pod wieloma względami Polska błyskawicznie się cywilizuje, rośnie ogólny poziom życia, w wielu dziedzinach gonimy świat technologicznie, ale w sferze socjalnej jesteśmy barbarzyńcami – mówi dr Waldemar Urbanik, socjolog z Wyższej Szkoły Humanistycznej TWP w Szczecinie. – To nie populizm, lecz realna ocena bardzo poważnego zjawiska, którego konsekwencją jest wykluczenie sporej części obywateli z życia społecznego i gospodarczego.

„Za bogaci na kanapkę"

GUS posługuje się w raporcie trzema wskaźnikami ubóstwa: skrajnym (minimum egzystencji, które w gospodarstwie jednoosobowym wyznacza kwota 466 zł, a w rodzinie czteroosobowej – 1257 zł), ustawowym (wyznaczają go progi uprawniające do pomocy społecznej,

odpowiednio kwoty 477 zł i 1404 zł) oraz relatywnym (tę granicę ubóstwa określa poziom 50 proc. średnich miesięcznych wydatków ogółu gospodarstw domowych; przyjmuje się, że są to kwoty odpowiednio: 655 i 1795 zł). Ta ostatnia kategoria najlepiej wskazuje, jak niewiele zmieniło się w polskiej biedzie w ciągu dekady. W 2000 r. 17,1 proc. osób w gospodarstwach domowych zaliczono do relatywnie ubogich. Po dziesięciu latach w tej kategorii jest nadal 17,1 proc., czyli ok. 6,5 mln Polaków.

Reklama
Reklama

Eksperci zaznaczają też, że ustawowy wskaźnik ubóstwa może być mylący. – Ten wskaźnik umniejsza problem – mówi wprost prof. Ewa Leś, wykładowca UW, specjalistka w dziedzinie polityki społecznej. – Kilka lat temu ustawowe progi i kwoty na pomoc społeczną zostały zamrożone, a przecież w tym czasie koszty utrzymania dynamicznie rosły.

Dobrze obrazuje to przykład ponad 100 tys. najuboższych dzieci, które straciły w ciągu dwóch lat (2009 – 2010) prawo do ciepłej zupy i kanapki. Jak pisał „Głos Nauczycielski", okazali się „za bogaci na kanapkę" serwowaną przez Ministerstwo Pracy w ramach programu „Pomoc Państwa w dożywianiu".

Od momentu zamrożenia progów socjalnych w 2006 r. do 2010 r. prawo do wsparcia socjalnego straciły dwa miliony osób, a liczba zasiłków rodzinnych na dzieci spadła niemal o połowę. Przyznaje to także GUS, pisząc w raporcie, że gdyby przyjąć wskaźnik urealniony wzrostem cen z 2006  r., to stopa ubóstwa ustawowego w 2010 r. wyniosłaby nie 7,3 proc., lecz niemal 11 proc.

Związki zawodowe postulują, by podwyższyć kryteria uprawniające do korzystania z pomocy społecznej, Nie sprzyjają temu jednak kryzys i trudna sytuacja finansów publicznych.

Prof. Leś: – Idea wspierania państwa za pośrednictwem opieki społecznej jest u nas często krytykowana. Tymczasem ona jest niewystarczająca. Mało kto się zastanawia nad tym, że przy tak zaniżonych progach ustawowych mnóstwo ludzi straciło prawo do pomocy. Źle jest także z zasiłkami rodzinnymi – taki zasiłek na dziecko to ledwie 58 do 91 zł na osobę, w zależności od wieku. To symboliczne sumy w kontekście kosztów utrzymania i założenia, że miały one wspierać rodziny ekonomicznie i chronić je przed biedą.

Pracują, a nie mają

Ubóstwem najbardziej zagrożone są wciąż gospodarstwa domowe bezrobotnych. Poniżej minimum egzystencji żyło w 2010 r. 16 proc. osób mających w rodzinach jedną osobę bez pracy. Natomiast wśród tych, których wszyscy bliscy pracowali – jedynie 5 proc.

Reklama
Reklama

Bardzo wysoki pozostaje odsetek skrajnie ubogich, utrzymujących się jedynie ze świadczeń opieki społecznej – przekracza on 30 proc.

Nie lepiej przedstawia się sytuacja ludzi, którzy mają stałe dochody. W skrajnym ubóstwie żyje 10 proc. rencistów (3,9 proc. emerytów) i 9 proc. rolników. Choć akurat w rodzinach rolniczych sytuacja nieco się poprawiła, co wiąże się z najwyższym przyrostem dochodów wśród wszystkich grup zawodowych.

W ubóstwo konsekwentnie spycha niepełnosprawność w  rodzinie. Tam, gdzie głową rodziny jest osoba niepełnosprawna, ubóstwo skrajne sięgało w ubiegłym roku 9 proc., a w rodzinach z niepełnosprawnym dzieckiem aż 12 proc.

W szczególnie trudnej sytuacji są rodziny wielodzietne. Niemal co czwarta rodzina z co najmniej czworgiem dzieci znalazła się w 2010 r. w grupie skrajnego ubóstwa. Wśród rodzin niepełnych – 8 proc.

Uderza ubóstwo dzieci. Według GUS 12 proc. osób do lat 18 żyło w rodzinach ze sfery tzw. ustawowego ubóstwa. – W rzeczywistości jest gorzej, bo w realnym ubóstwie żyje co piąte polskie dziecko – alarmuje prof. Ewa Leś.

Wskazuje też na problem tzw. śmieciowych płac. – To nie bezrobocie jest dziś największym problemem, lecz to, że ubóstwo paradoksalnie dotyka coraz częściej rodzin, w których rodzice pracę mają, ba, nawet oboje mają, ale są najniżej wynagradzani – mówi. – W Polsce mamy problem z dramatycznym zaniżaniem płac.

Reklama
Reklama

Jak wskazuje badanie GUS, dotyczy to przede wszystkim osób na stanowiskach robotniczych, legitymujących się niskim poziomem wykształcenia. Aż 8 proc. rodzin, w których głównym dochodem była praca najemna na takim stanowisku, żyje w skrajnej biedzie.

Niskie wykształcenie to stały wyznacznik polskiej biedy. W rodzinach, których głowa miała za sobą jedynie ukończone gimnazjum, stopa ubóstwa skrajnego sięgała ok. 15 proc. W przypadku zasadniczego zawodowego głowy wskaźnik jest wyraźnie niższy (7,5 proc.).

Podobnie jest z mapą polskiej biedy. Ubóstwo wciąż wiąże się terytorialnie z regionami niedoinwestowanymi i tymi, gdzie od początku transformacji ustrojowej utrzymuje się bezrobocie strukturalne.

Krzysztof Bagiński, burmistrz Białogardu w Zachodniopomorskiem (30-proc. bezrobocie w powiecie): – W samorządzie jestem, odkąd powstał powiat, czyli od 1999 r. I w tym czasie naprawdę sporo zrobiliśmy, żeby walczyć z bezrobociem i biedą. Mamy inkubator przedsiębiorczości, strefę gospodarczą, programy wsparcia. I to oczywiście przynosi jakieś efekty, ale bez naprawdę dużych, rządowych programów niewiele możemy zdziałać.

Stracone dziesięć lat?

– W Polsce żaden rząd nie umiał wykreować spójnej, długofalowej polityki społecznej i rodzinnej – wytyka dr Waldemar Urbanik. – A doraźne próby rewitalizacji np. środowisk bezrobotnych kończyły się na ogół niepowodzeniem. Nietrafione były liczne i kosztowne programy wsparcia, w wyniku których z bezrobotnego 50-letniego kierowcy robiono bezrobotnego 50-letniego spawacza.

Reklama
Reklama

Podkreśla, że nie spełniamy europejskich standardów zdefiniowanych w Europejskiej Karcie Społecznej. – Polska jej do dziś nie ratyfikowała – wskazuje dr Urbanik. –  A mówi ona, że np. wysokość zasiłku dla bezrobotnego nie może być niższa niż 50 proc. dochodu, jaki uzyskiwał z pracy. Chodzi o to, by dać bezrobotnemu nie tylko przeżyć, ale umożliwić mu pełne uczestnictwo w życiu społecznym, kulturalnym i – co bardzo ważne – gospodarczym.

Czy Polskę na to stać? – Na dłuższą metę Polski nie stać, żeby ten problem zaniechać – przekonuje Urbanik. – Spójna, długofalowa polityka społeczna, ale oparta na wiedzy o rynku i programach wspierających tworzenie miejsc pracy, to klucze do budowy nowoczesnego państwa.

Według politologa Rafała Chwedoruka ubóstwu najbardziej przysłużył się ideologiczny dogmat. – W zasadzie wszystkie rządy dekady, nawet te lewicowe, były gospodarczo liberalne, przekonane, że wszystkie problemy społeczne załatwi wolny rynek – zauważa Chwedoruk. – I okazało się, że to założenie się nie sprawdziło.

Prof. Ewa Leś wskazuje, że dopóki będziemy postrzegać biedę jak wstydliwy i kosztowny balast, trudno nam będzie dogonić Europę.

– Jeśli podczas naszej prezydencji w UE przyjmujemy strategię „Europa 2020" zakładającą inteligentny rozwój, to musimy, tak jak w dojrzałych demokracjach, inwestować w tę część młodej populacji, której rodziców nie stać na np. ich dobre wykształcenie. Bo to nie balast, tylko kapitał ludzki – tłumaczy. – Poza tym to wstyd, żeby 38-milionowy kraj, członek Unii Europejskiej, miał taką skalę ubóstwa. W krajach rozwiniętych efektywne systemy socjalne sprzyjają rynkowi i rozwojowi gospodarczemu.

Rodziny wielodzietne, renciści, niepełnosprawni, bezrobotni, ale też pracujący za niskie pensje – to grupy społeczne najbardziej zagrożone ubóstwem, które wskazuje najnowsze badanie Głównego Urzędu Statystycznego.

Z opracowania wynika, że mimo wzrostu ogólnego poziomu życia w Polsce notowanego w ostatniej dekadzie, w skrajnym ubóstwie wciąż żyją setki tysięcy polskich rodzin – w sumie ponad 2,2 mln Polaków, w tym ponad 600 tys. dzieci.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Reklama
Prawo w Polsce
Trzy weta Karola Nawrockiego. „Obywatele państwa polskiego są traktowani gorzej"
Nieruchomości
Sprzedaż mieszkania ze spadku. Ministerstwo Finansów tłumaczy nowe przepisy
Konsumenci
UOKiK stawia zarzuty platformie Netflix. „Nowe zasady gry, bez zgody użytkownika"
Matura i egzamin ósmoklasisty
Nadchodzi najpoważniejsza zmiana w polskiej ortografii od kilkudziesięciu lat
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Matura i egzamin ósmoklasisty
CKE podała terminy egzaminów w 2026 roku. Zmieni się też harmonogram ferii
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama