To jest nie do zniesienia. Otacza nas wszechobecny chaos – narzeka mieszkający od ponad pół wieku na Powiślu Krzysztof Kurnatowski.
– Dlatego, gdy wychodzę z psem, to zrywam ogłoszenia. Efekty są. Na mojej trasie spacerowej nalepek jest mniej. Część sąsiadów też się przyłączyła. Powiśle mówi „nie”dzikim ogłoszeniom!
Aby uświadomić nam problem, Krzysztof Kurnatowski zaprosił nas na spacer. Idziemy ul. Tamką – ogłoszeń mnóstwo. „Elektrohit”, który naprawi nam gniazdka; ktoś poszukuje mieszkania (zazwyczaj są to agencje nieruchomości); ktoś inny proponuje doprowadzenie naszych paznokci do stanu idealnego. Jest też nauka jazdy czy ogłoszenie o pracy dla opiekunki do dziecka. Wszystko na obskurnych kartkach. Dzwonimy do kogoś, kto skupuje antyki. – Czy pan wie, że rozklejanie ogłoszeń jest nielegalne? – Ależ oczywiście – odpowiada uprzejmy głos w słuchawce. Na pytanie, dlaczego tak robi, odpowiada, że „jak wszyscy, dla pieniędzy” i się rozłącza.
– Ręce opadają – komentuje pan Krzysztof i ruszamy dalej. – Najgorsze są kartki przyklejone na klajster. Je się najtrudniej zrywa. Dużo prościej jest z tymi przymocowanymi taśmą – one dadzą się odrywać bez żadnego problemu. Zostawiam tylko te ważne, jak np. o zagubionych kluczach – wyjaśnia, zrywając kolejne papiery.
Najwięcej ogłoszeń jest na latarniach i przystankach komunikacji miejskiej. Mimo że na wiatach są komunikaty ostrzegające, że naklejanie jest nielegalne, plakaty wciąż się pojawiają. – Regularnie wynajmujemy firmy, które czyszczą nasze przystanki. Inaczej się nie da – zapewnia Igor Krajnow z Zarządu Transportu Miejskiego.