„Malarstwo figuratywne, na którym ciążyły złe dokonania socrealizmu, było traktowane bardzo podejrzliwie. Z przekory wyłamałem się z obowiązującego kanonu”. Tak Wiesław Szamborski wspominał początki samodzielnej twórczości.
Był to okres późnego Gomułki. Artysta zrobił dyplom na warszawskiej ASP w 1966 roku i niemal natychmiast zaczął pracę na macierzystej uczelni. Do dziś prowadzi tam pracownię.
W latach 60. niewielu artystów traktowało malarstwo jako społeczną misję. Tymczasem Szamborski miał odwagę powiedzieć, że „wierzy w posłannictwo sztuki, a to najdosadniej realizuje się w malarstwie figuratywnym”. Oczywiście miał na myśli twórczość będącą szczerą reakcją na aktualne wydarzenia, na sytuację w kraju. Patrząc z perspektywy czasu na jego wczesny dorobek, dziwić się można, że te obrazy uchodziły mu płazem. A właściwie im dwóm – bo jeszcze na studiach Szamborski zaprzyjaźnił się z Markiem Sapetto i przez wiele lat razem wystawiali.
Byli na tyle podobni, że często mylono ich prace. Obydwaj deformowali postaci, nie stosowali światłocienia; malowali płasko, obrysowywali formy grubym konturem. Łączyli w jedną masę figury, obiekty, tła. Do tego posługiwali się wściekłą, „nieestetyczną” kolorystyką, niemającą nic wspólnego z rzeczywistością. Przede wszystkim jednak manifestowali krytyczne nastawienie do PRL-owskich realiów. Ich obrazy pełne były aluzji do polskiego tu i teraz. Wyróżniali się wśród rzeszy pięknoduchów skoncentrowanych na własnych sprawach.
Nietrudno się domyślić, że w latach 80. Szamborski uczestniczył w ruchu kultury niezależnej. Zainteresowanie publicznymi problemami pozostało mu do dziś. Styl malarski także.