W warszawskim muzeum panują salonowe klimaty. Jest pięknie, elegancko. Niemal czuje się zapach pudru, słyszy szelest jedwabnych szat. Na ścianach – portrety pań w perukach, sceny mitologiczne, historyczne; pejzaże z "antycznymi" ruinami na pierwszym planie.
A już się bałam, że do prezentacji nie dojdzie. Kilkakrotnie przesuwano termin jej otwarcia, zmieniano koncepcję. Początkowo były nadzieje na sprowadzenie do Warszawy francuskich dzieł z Rosji. Jak wiadomo, wspaniałych. Nie wyszło. Przyczyna? Brak przepisów legislacyjnych o immunitecie dzieł sztuk, które zastępują poręczenia finansowe.
Komisarze wystawy Iwona Danielewicz i Justyna Guze zdecydowały się więc na wariant krajowy. Też wyszło interesująco. Po raz pierwszy skomasowano dzieła reprezentujące francuski XVIII wiek, a rozproszone po rodzimych kolekcjach muzealnych i prywatnych.
Tytuł jest wymowny: "Le siecle francais" (Wiek francuski). Stulecie, w którym Francja wyleczyła się z kompleksów włoskich i przejęła prowadzenie w kulturze. Efekt półwiekowej działalności Akademii na doskonałym poziomie i opiece królewskiej nad wybitnymi twórcami.
Na warszawski pokaz złożyło się 70 obrazów i prawie setka rysunków. Eksponaty pogrupowane chronologicznie i tematycznie prowadzą od pompatycznego baroku poprzez rokokową frywolność po powagę akademickiego klasycyzmu. Wedle tego, jak zmieniały się malarskie mody w XVIII wieku. Są tematy historyczne, akty, pejzaże i portrety – motywy, które wówczas osiągnęły szczyty powodzenia.