Pokaz w sam raz przed Dniem Kobiet: damskie ciało w pełnej krasie. Idealizowane, deformowane, odtwarzane realistycznie. Ale – nie współczesne.
Ekspozycja w CK Zamek zatytułowana "Piękno nagości" uświadomiła mi, że akt to motyw prawie nieobecny w dzisiejszej sztuce. Paradoks w czasach, gdy uroda stała się obowiązkiem. Dlaczego artyści stracili zainteresowanie kobiecymi kształtami? Moim zdaniem powód zmysłowej atrofii tkwi w nadmiarze golizny. Akt już nie podnieca, bo nie reprezentuje raju, tylko... produkt.
[srodtytul]Smutne akty [/srodtytul]
To dzięki kobietom artystkom akt nie zanikł całkowicie. Bo dziewczyny malują autoportrety. Nago. Całkiem sporo tych żeńskich narcyzów: Aleksandra Waliszewska, Agata Bogacka, Agnieszka Sandomierz, Basia Bańda. Jednak czegoś mi w tych autoaktach brak. Kokieterii, na jaką stać kobietę jedynie w obecności podziwiającego ją mężczyzny? Intymności odczuwanej tylko we dwoje? Kobieta sama ze sobą wygląda jakoś smutno. Choćby była piękna.
W Polsce akt długo nie miał dobrych notowań. We Francji przez całe XIX stulecie panie bez oporów rozbierały się w malarskich pracowniach, a u nas ton nadawała nobliwa matka Polka. Trochę poluzowało na przełomie stuleci, wraz z modą na kabarety. Na dobre akt wdarł się do naszej sztuki i obyczajowości w międzywojniu. Na krótko, bo wyrugowała go wojna, socrealizm, abstrakcja. Pozostał wprawdzie w programie plastycznych akademii, lecz po skończeniu studiów nikt już nie malował gołej baby. W dobie awangardy byłby to obciach. Naguska znów dostała szansę w latach 80., wraz z falą dzikiej figuracji. Jednak wtedy nasi artyści kontestowali. Jeśli malowali akty, to męskie. Pełne słusznego gniewu. Kobiece ciało nie sprawdzało się jako antysocjalistyczny symbol.