Januszowi Kapuście powiodło się w wielu zakresach. Wyjechał do USA we właściwym czasie, czyli w 1981 roku; zaczął publikować w „The New York Times" oraz w innych periodykach i dziennikach, co trwa do dziś; wynalazł k-dron, 11-ścienną bryłę, dzięki której zajął miejsce obok Pitagorasa w książce „Geometryczne związki sztuki z nauką".
Od 16 lat rysuje dla „Rzeczpospolitej". Co jednak sam artysta uważa za swój największy sukces? Czas! Możni tego świata mają pieniądze, lecz nie mają wolnej chwili. A Janusz Kapusta ma luz. Z niego wynika jego styl pracy.
Najpierw szkic piórkiem i tuszem; następnie komputerowa „podmalówka". Efektem zderzenie dynamicznej, wyrazistej czarnej kreski z delikatnym cieniowaniem tła. Wizualnie prace Kapusty kojarzą się z czymś supernowoczesnym, jak wieżowce ze szkła i metalu. A zarazem z czymś anachronicznym, jak grawiury w czasopismach sprzed wieku, plakaty Toulouse-Lautreca i późniejsze plastyczne kreacje wykorzystujące podobne stylistyczne zbitki – np. rysunki Rolanda Topora, filmy animowane Jana Lenicy, kolaże Romana Cieślewicza.
Teraz przejdźmy do meritum, czyli do przesłania tych przedstawień. Rysownika najczęściej inspirują publicystyczne teksty. Jednak nie ogranicza się do ilustrowania cudzych poglądów. Dodaje własny komentarz, zajmuje postawę wobec opinii dziennikarzy. Wszystko w skondensowanym, niemal znakowym rysunku.
Jak te prace funkcjonują samodzielnie, w oderwaniu od artykułów? Moim zdaniem – jak rebusy dotyczące otaczającej nas rzeczywistości oraz skrzywionej przez nią ludzkiej natury. Można to zbadać na wystawie w legnickim Muzeum Miedzi.