– Naszemu świętemu Franciszkowi sprzyjają czwórki – takiej nietypowej informacji udziela mi ks. Robert Mirończuk, dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach.
I zaraz wyjaśnia: obraz El Greca został odkryty w 1964 roku; sygnaturę autora, potwierdzającą autentyczność pracy, ujawniono dekadę później; w 2004 roku po raz pierwszy dzieło zobaczyła szersza publiczność; teraz od 15 września do 31 października, także premierowo, płótno będzie eksponowane w warszawskim Zamku Królewskim. Następnie trafi do Krakowa.
Te podróże łączą się z obchodami Roku El Greca, ustanowionego z racji 400-lecia śmierci jednego z najoryginalniejszych twórców doby manieryzmu.
Byłam w Siedlcach w dniu, w którym święty Franciszek z Asyżu ukazał się zgromadzonym w diecezjalnym muzeum gościom i dziennikarzom. Młody, szczupły, ciemnowłosy mężczyzna w zakonnym habicie, przedstawiony na tle skłębionych, groźnych chmur. Kolorystyka mroczna, paleta szarawo-zielonkawo-brunatna. Pomimo skromności kompozycji i samego bohatera wszyscy mieliśmy poczucie obcowania z czymś wielkim. Święty Franciszek, ten z obrazu, tym bardziej. Jego nieobecny wzrok i wyraz twarzy świadczą o ekstazie, jaką przeżywa. Właśnie został wyróżniony boskimi stygmatami.
Przez kolejne lata dzieło można było oglądać w tym samym miejscu. Przez ten czas – żadnych sensacji w rodzaju profanacji czy kradzieży. Media nie miały o czym informować, więc „naszego" El Greca nie odwiedzały tłumy. Inaczej będzie w tym roku.