Był jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich twórców, u nas i na świecie. O ogromnym dorobku, wielu liczących się prezentacjach, przełomowych dokonaniach. Jakimi słowami najlepiej określić Wojciecha Fangora?
Nonkonformista. Rewolucjonista. Romantyk. Wszystko, do czego się zabierał, łączyło się z ryzykiem; wszystko robił bez kunktatorstwa, z nonszalancją i przekorą. W emocjonalnym crescendo. W takim stylu zakończył życie: zmarł w niedzielę, w szalonym dniu wyborów, dwa tygodnie przed swymi 93. urodzinami.
Wynalazca epoki
93 lata przeżyte w kilku systemach politycznych, w różnych krajach. Imał się wielu technik, stylistyk i dyscyplin ze sztuk wizualnych malarstwa, rzeźby, plakatu, projektowania, architektury wnętrz. Pasjonował się rozlicznymi naukami, ze szczególnym uwzględnieniem astronomii.
O takich jak on mówi się: świadek epoki. Ale to nie dotyczy Wojciecha Fangora. Jaki z niego świadek? On nie przyglądał się stuleciu – tworzył je, formował, nadawał wizualny kształt.
Tylko wielcy artyści potrafią twórczo połączyć własną wizję ze zbiorowymi oczekiwaniami. To swego rodzaju geniusze, zarazem mistycy. Mają patent na ducha czasów. Ich prace stają się symbolami. W dorobku Fangora takich „patentów" mniej wprawdzie niż u Thomasa Edisona, ale ranga porównywalna.