Dziś na Zamku Królewskim w Warszawie wernisaż niezwykłego pokazu: "Skarbiec katedry wileńskiej". Wyjątkowe wydarzenie. Dodam, że nawet dla Litwinów zapoznanie się z zasobami ich najważniejszej świątyni stało się objawieniem.
Zobaczyli je dopiero w obecnej dekadzie dzięki ekspozycji "Chrześcijaństwo w sztuce Litwy". Przedtem tylko nieliczni wiedzieli o istnieniu kosztowności zamurowanych w podziemiach katedry we wrześniu 1939 roku. Wtajemniczeni zabierali tajemnicę do grobu.
Skarb znaleziono w 1985 roku podczas renowacji budynku, który od 1955 r. pełnił funkcję galerii obrazów. Tę wiadomość też objęto embargiem – żeby tylko nie dowiedziano się w Moskwie i nie zaanektowano zbioru.
Może nad ocaleniem kolekcji czuwał święty Stanisław? Relikwia zawierająca jego rękę to clou ekspozycji w warszawskim Zamku Królewskim. Pozłacane srebro, uformowane w kształcie rękawa koszuli modnej na początku XVI stulecia, z guziczkami i pętelkami. Z mankietu sterczy realistycznie odtworzona dłoń z bezwładnie opadającymi palcami. W rozcięciu rękawa widać specjalne okienko, w nim – zbrązowiałą kość przedramienia z napisem informującym, do kogo należała.
W dawnych wiekach kwitł handel relikwiami. Im zasobniejsza w nie była świątynia, tym bardziej liczyła się w kościelnej hierarchii i tym chętniej możni tego świata składali dary wotywne. Spis dobrodziejów z trzech setek lat zawiera księga wpisów Arcybractwa Najsłodszego Imienia Marii. Monument o wadze kilkunastu kilogramów, oprawny w czerwony aksamit w srebrnych okuciach.