Znamy ten scenariusz z historii PRL: gospodarska wizyta przywódcy czy to w zabitej dechami wiosce, czy w czołowej fabryce kraju wywoływała przysłowiowe malowanie trawników - pośpieszne zakrywanie miejsc brzydkich, malowania fasad, stawianie płotów, by oko wizytującego odbierało tylko ładne obrazki.
Na Białorusi to do dziś przyjęta praktyka, kiedy Łukaszenko chce odwiedzić jakieś państwowe gospodarstwo bliski sercu byłego dyrektora kołchozu. W marcu wybór padł na wioskę Karasie w rejonie Szkłów, okręgu mohylewskiego.
Spanikowane władze rejonowe natychmiast wysłały do wsi urzędników. Urzędnicy rejonowego zarządu rolnictwa dostali wiadra z wapnem i mieli bielić obory, choć za ich wygląd odpowiadało kierownictwo gospodarstwa, do którego należały, a na terenie nie brakowało pracowników którzy mogliby to zrobić.
Ekonomista Igor Kobylaniec też dostał wiadro z wapnem, pomimo, że zgłaszał swojemu kierownikowi, że ma kłopoty z sercem. Dzień wcześniej musiał wzywać do domu karetkę, tak źle się czuł.
Kierownik Wasilij Witiunow nie przejął się oświadczeniem podwładnego. Jak pisze portal Chartia97, ekonomista miał złe stosunki z szefem. Ten miał mu grozić, że jeżeli się Kobylaniec zwolni, to jego żona i syn będą mieli kłopoty w pracy.