Zamykanie Sejmu przed osobami, które chciałyby wyrazić swoje wsparcie dla protestujących, to nie jest żaden wyjątek ani – tym bardziej – przypadek. Po pierwsze, parlament zamknięto także przed innymi osobami, w tym wycieczkami i ekspertami, o dziennikarzach nie zapominając. Po drugie, decyzji tej towarzyszą inne. Zaczęło się od ograniczania dostępu do różnych części budynku, potem zmniejszono liczbę sesji sejmowych. To nowy poziom w grze z opozycją. Jeżeli bowiem jej racji nie tłumaczą media publiczne – a nie tłumaczą, a za to media prywatne z lubością w nieskończoność cytują słynne „panie marszałku kochany", to już jedyne, co pozostaje, to skasowanie takiej niewygodnej dla władzy trybuny.
To nie jest strach przed słowami, to zwyczajna niechęć do wysłuchiwania innego zdania. Jeśli bowiem posiadło się rację i wiarę we własną nieomylność, to takie poselskie „harcownictwo" strasznie musi denerwować większość rządzącą. A gdybyśmy mieli monarchię, parlament z czasem można by zamknąć w ogóle, bo źródłem władzy byłby król i już. Ale w demokracji przedstawicielskiej jakaś forma parlamentaryzmu pozostać chyba powinna. Należy więc przede wszystkim obniżyć jego rangę, zakończyć zbędne dyskusje i wziąć się za posłów. Dobry początek to obniżka pensji i przeszukiwanie samochodów, czy przypadkiem oprócz czystego prania dla protestujących nie przewożą terrorystów. Najgorzej, że mimo wszystko jacyś obywatele jeszcze chcą z jakichś powodów do parlamentu się zbliżyć. Na wszelki wypadek odwołajmy więc sejmową Noc Muzeów i Sejm Dzieci i Młodzieży. Z tym ostatnim akurat się zgadzam, pełna niepokoju co do tego, czego dzieci i młodzież mogłyby się teraz w tym miejscu nauczyć. Czemu wszystkie te elementy mają służyć? Zmiana może być bardzo głęboka. A jeśli zostanie dokonana i parlament jako osnowa systemu demokratycznego zostanie zmarginalizowany, Jarosław Kaczyński rzeczywiście będzie mógł powrócić do starego ulubionego hasła budowania IV RP. Bo to będzie państwo o innym systemie niż to, które powstało w latach 90. Czy tamten system był idealny i sprawiedliwy? Nie. Czy to parlament jako instytucja odpowiada za poczucie krzywdy w społeczeństwie, czy raczej politycy i partie? Czy trzeba tak gwałtownie stłuc termometr o posadzkę, żeby gorączka spadła?
Panowie Kuba i Adrian dostali w czwartek zakaz wyjścia na spacer od marszałka Kuchcińskiego, za to, że podeszli do szlabanu spotkać się z Janiną Ochojską, zamiast kręcić się pod wejściem. I właściwie sama ta wiadomość wystarczy, żeby gmach przy Wiejskiej stał się symbolem politycznego zwyrodnienia. Nie trzeba odwoływać sesji, wyrzucać mediów... Wystarczy sprawić, że obywatele nie będą chcieli nawet patrzeć w jego stronę. Jeśli jeszcze spadnie frekwencja wyborcza, to żelazny elektorat wystarczy, by wygrać wybory. Zamknie się wszystko na kłódkę i ogłosi jakąś nową, zgrabną nazwę dla systemu panującego w Polsce. No bo „demokracja parlamentarna" już chyba nie będzie pasować?