Z wypowiedzi wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego w „Kropce nad i” dowiedziałem się, że Joanna Lichocka, Jan Pospieszalski i ja sam jesteśmy jak propagandyści stanu wojennego i organizatorzy kampanii 1968 roku. Właściwie nie sposób bardziej obrazić dziennikarza. Wypowiedź tę podsumował już na naszych łamach Rafał Ziemkiewicz. Czy warto Niesiołowskiego komentować dalej?
[srodtytul]Wroga napaść[/srodtytul]
Być może po to, aby przy okazji tej persony ukuć powiedzenie, że nigdy nie jest za późno, aby się ześwinić i zbłaźnić. Miał Niesiołowski swój heroiczny okres w historii. Potem bywało różnie. Od kiedy jednak Jarosław Kaczyński nie uległ jego prośbom i nie umieścił go na liście PiS do Senatu, jedyną treścią jego publicznego życia stała się zemsta. Od tego czasu nie liczy się dla Niesiołowskiego nic poza próbą zniszczenia Kaczyńskich, PiS i osób kojarzonych przez niego z tą partią.
Nie ma znaczenia nie tylko prawda, ale i polska racja stanu czy elementarna przyzwoitość: każdy wróg PiS staje się jego przyjacielem, każde przedsięwzięcie kojarzone z Kaczyńskim staje się obiektem wściekłej napaści. Drugą stroną tego furiackiego ataku staje się obrona PO jako anty-PiS. Każda krytyka PO uznawana jest przez Niesiołowskiego za wrogą działalność PiS, każdy, kto kwestionuje doskonałość rządów Tuska, jest agentem PiS, który zasługuje na wszelkie wyzwiska i oszczerstwa. Postawa podobna, choć w demokracji rzadka, zdarzała się w historii. Pisał o takich już Arystofanes: „O nędzna, plugawa gębo odęta od krzyku”.
Przypadkiem Niesiołowskiego warto się zająć dlatego, że jeśli partia rządząca w demokratycznym systemie czyni tego typu osobnika swoim eksponentem, to nadaje mu rangę problemu politycznego. W partii trzymanej żelazną ręką Tuska – Schetyny nic się nie dzieje bez decyzji lidera. Tak więc, gdy Niesiołowski otrzymuje stanowisko wicemarszałka i występuje jako przedstawiciel partii, staje się drugą twarzą „polityki miłości” Donalda Tuska.