Pan marszałek Komorowski fuknął co prawda, że „nie tęskni za jego obecnością w mediach”, ale to tylko o obecność w mediach chodziło, w domu to co innego, do domu wszak go zaprosił.
Więc przyszedł, już jest dostępny. Na razie nie dla wszystkich, na razie tylko Tomasz Jastrun gaworzy z nim sobie o Holderlinie, a premier, ministrowie i marszałek konsultują z nim kampanijne pomysły, ale już jest.
[wyimek] [b][link=http://blog.rp.pl/mazurek/2010/05/13/powrot-posla/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Nie widziano go długo, był zajęty. Zrobiono mu w tym czasie wszechstronne badania genetyczne, ale one niczego nie wykazały. Za to prof. Schetyna wpadł przy nich na trop „genu nienawiści”. Ten znany wrocławski genetyk wykrył go oczywiście nie u niego, lecz u „braci Kaczyńskich”. Nie, nie u jednego żyjącego – od razu u obu go odkrył. To się nazywa skuteczność badań naukowych, to się nazywa takt!
Wróćmy jednak do naszego subtelnego wielbiciela klasyki weimarskiej. Kierowany wiernością w przyjaźni wsparł swego oddanego druha Bronisława, gdy tylko zauważył pierwsze oznaki słabości. Posłużył radą, chusteczką z wyhaftowanym monogramem łzę otarł, zacytował Senekę, zanucił serenadę, adres do Wikipedii zapodał. Że co? Nie, świńskiego ryja nie przyniósł, u państwa marszałkostwa dziczyzny pod dostatkiem, pan hrabia stale świeżą donosi. Wibratora też ze sobą nie wziął, w końcu tam są dzieci!