Tak się złożyło, że pracuję w Warszawie, mieszkam w Gdańsku i weekendy spędzam z reguły w domu rodzinnym. I przy okazji pracuję - tak premier Donald Tusk odpowiedział na pytanie o swoje częste podróże między Warszawą a Trójmiastem, które podliczył mu tygodnik "Wprost". - Jestem tanim premierem. Oczywiście, jeśli chodzi o koszta, które ponosi podatnik - dodał żartem. Tygodnik wytknął też, że weekendy premiera trwają często od piątku do poniedziałku, a szef rządu potrafi latać z Trójmiasta do stolicy kilka razy w tygodniu. "Wprost" szacuje, że podróże premiera mogły kosztować nawet 6 mln zł.  

Szef PO tłumaczył także:

Pretensje sformułowane są w związku z tym, że latam zarówno rejsowymi samolotami bardzo często, jak i to, że korzystam z samolotów rządowych. Nie wiem, czy mogę usatysfakcjonować wtedy, kiedy latam rejsowymi, a dzieje się to bardzo często, czy wtedy, kiedy latam rządowymi samolotami. Środek transportu wiązałby się tak czy inaczej z kosztami, czy to jest samochód, czy samolot rządowy, czy rejsowy. Jak latam rejsowymi, to jestem traktowany jak każdy inny parlamentarzysta i nie są to dodatkowe koszty. Tak jest, że niektóre aspekty mojego urzędowania kosztują. Prosiłbym o rzetelną ocenę całego bilansu. Te środki wydawane na moje urzędowanie są i tak bardzo powściągliwie wydawane.  

Najważniejsze jest dobre samopoczucie. Wszak już od czasu „Wniebowziętych” wiadomo, że „człowiek sobie musi od czasu do czasu trochę polatać”. Szkoda, tylko że premier nie zaśpiewał dziennikarzom piosenki Roberta Gawlińskiego: „Lecę, bo chcę”. ?Byłoby jeszcze zabawniej.