Przyjmując Joannę Kluzik-Rostkowską na listę wyborczą Platformy, usprawiedliwicie, a właściwie nagrodzicie postępek, który powinien być nie nagradzany, tylko napiętnowany. Tak stałoby się jasne, że zachowanie sprzeczne ze zwykłą przyzwoitością, na dodatek z możliwym bardzo złym dla kraju skutkiem, nie może liczyć na nagrodę. Joanna Kluzik-Rostkowska, szefowa kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego, była współtwórczynią i główną twarzą najbardziej kłamliwej operacji wyborczej w historii III RP. Nie twierdzę, że ją wymyśliła, ale nie mogła nie wiedzieć, jaka jest jej istota.
O co chodzi? O kampanię prezydencką Jarosława Kaczyńskiego, której szefem była Kluzik-Rostkowska.
Chodziło o to, by na czas kampanii nałożyć kandydatowi PiS łagodne, zgodne, ale fałszywe oblicze i zwiódłszy w ten sposób wyborców, wprowadzić na urząd prezydenta prawdziwego Jarosława Kaczyńskiego. W dniu ogłoszenia wyniku wyborów zrzucił on publicznie maskę i oświadczył, że miał przygotowane, na wypadek zwycięstwa, oświadczenie domagające się usunięcia z polityki Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska. Nie może być lepszego potwierdzenia rozmyślnie fałszywego charakteru kampanii wyborczej kandydata PiS, którą kierowała posłanka Joanna Kluzik-Rostkowska.
Jak się okazuje, każdy powód jest dla Kuczyńskiego dobry, by zaatakować Kaczyńskiego. Nawet przejście posłanki PJN do PO. Czy w związku z tym transferem Kuczyński obrazi się na premiera? Ciekawe, że do "fałszywych kampanii wyborczych" Kuczyński nie zalicza obietnic PO, dotyczących choćby "jednego okienka" albo ograniczenia biurokracji. Który to już gorszy dzień pana Waldemara? Palce nam się kończą.