11 listopada zwiastuje radykalizm w nowym Sejmie

O rząd dusz na lewicy muszą walczyć SLD i Ruch Palikota, na prawicy PiS i Solidarna Polska. A po zadymach w stolicy widać zapotrzebowanie na wyrazistość

Publikacja: 16.11.2011 20:41

Małgorzata Subotić

Małgorzata Subotić

Foto: Rzeczpospolita

Trzy razy dwa. Tak w największym skrócie można opisać układ partyjnych par, który ukształtował się po wyborach. A pary na skrzydłach, czyli lewicowa i prawicowa, będą dążyć do wzajemnej eliminacji. Tak aby w następnym Sejmie zostało po jednej partii z każdego duetu.

I mimo że w nowym Sejmie jest aż sześć ugrupowań – kogoś, a raczej czegoś, jeszcze brakuje. Ostrości poglądów, brutalnej wyrazistości.

Wskazują na to wydarzenia, jakie rozegrały się na ulicach Warszawy 11 listopada. Ich temperatura i skala są nieporównywalne do tego, co działo się w poprzednich latach. Jakby było na nie rosnące zapotrzebowanie.

W największym uproszczeniu: starły się tam dwa radykalizmy – prawicowy i lewicowy. Ośrodkiem jednego z nich jest "Krytyka Polityczna", a drugiego Młodzież Wszechpolska i ONR.

I jak to zazwyczaj bywa w sytuacjach ulicznych, przyłączają się zwykli wichrzyciele i chuligani. Tym razem byli też kibole i agresywni cudzoziemcy. Ale i ich można przypisać do określonych nurtów politycznych. W siedzibie "Krytyki Politycznej" policja znalazła tego dnia kastety, pałki i gaz łzawiący. Jej przedstawiciele tłumaczyli, że zostawili to zepchnięci do lokalu przez siły porządkowe antyfaszyści. Z kolei politycy PiS hołubili w kampanii kiboli. A ci jeździli za tuskobusem niczym zbrojne ramię prawicy.

To, co było widać na ulicach Warszawy, i dyskusja, jaka toczy się teraz w mediach, wskazuje, że nie było to wydarzenie incydentalne. Na prawicową i lewicową  wyrazistość jest zapotrzebowanie. Nawet jeśli przyjąć wersję, że byli to  młodzi ludzie, którzy chcą się wyszaleć.

Doskonale wyczuł to Janusz Palikot, który na imprezie "Kolorowa Niepodległa" oczywiście się pojawił. I widać coraz większe zbliżenie między nim a "Krytyką Polityczną". (To, że był tam też Ryszard Kalisz z SLD, chyba nie ma specjalnego znaczenia, bo jak mówią jego koledzy z SLD: "Rysio na tego typu imprezach lubi po prostu bywać").

Dwa ścierające się 11 listopada środowiska można  traktować jako forpocztę tego, co będzie się działo w Sejmie na jego lewej i prawej flance.

W logikę sytuacji jest wpisane, że SLD i Ruch Palikota muszą ze sobą walczyć do krwi ostatniej o rząd dusz na lewicy. A PiS i Polska Solidarna – o rząd dusz na prawicy. Wariant, że zjednoczą siły, jest znikomo prawdopodobny. Bo nieuchronnie pojawi się spór o to, kto zostanie ojcem założycielem takiego zjednoczenia.

Najprostszym narzędziem tej walki – i to po obu stronach – jest właśnie wyrazistość, radykalizm, hałaśliwość. Już nie miękki patriotyzm czy antyklerykalizm w wersji soft.

To, że Palikot będzie podgrzewał sejmową atmosferę, jest nieuchronne. I przynajmniej na starcie stoi na wygodnej pozycji. Będzie walczył z SLD, posługując się prowokacjami pod adresem PiS i Solidarnej Polski.  Przykład walki o krzyż  pokazuje, że łatwo mu prowokować.  Teraz w tej walce może wykorzystać dodatkowo "antyfaszystowskie" środowiska, które zaznaczyły swoje istnienie 11 listopada.

Jedyne, co może mu przeszkodzić, to tykające bomby we własnym klubie. Jak pokazuje choćby przykład posła Romana Kotlińskiego, istnienie takich bomb nie jest księżycową przepowiednią.

Trzy razy dwa. Tak w największym skrócie można opisać układ partyjnych par, który ukształtował się po wyborach. A pary na skrzydłach, czyli lewicowa i prawicowa, będą dążyć do wzajemnej eliminacji. Tak aby w następnym Sejmie zostało po jednej partii z każdego duetu.

I mimo że w nowym Sejmie jest aż sześć ugrupowań – kogoś, a raczej czegoś, jeszcze brakuje. Ostrości poglądów, brutalnej wyrazistości.

Pozostało 86% artykułu
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem