Przypomnijmy, że w styczniu ub. r. ta sama polskatimes.pl jego sylwetkę tytułowała: Generał Andrzej Błasik, czarna owca wśród pasażerów Tu-154.
A w lutym ubiegłego roku rosyjski dziennik "Izwiestia" atakował wdowę po Dowódcy Sił Powietrznych:
Polacy wciąż domagają się prawdy o katastrofie smoleńskiej. Jednak nie cała prawda ich zadowala. Wdowie po zmarłym dowódcy Sił Powietrznych Polski Andrzeju Błasiku nie spodobało się, że wszyscy dowiedzieli się, iż we krwi jej małżonka wykryto alkohol (…)
Już pierwsze rezultaty badania pokazały, że generał Błasik do samego końca znajdował się w kabinie pilotów. Przypuszcza się nawet, że Błasik mógł siedzieć w fotelu II pilota. W każdym razie - jak twierdzą polscy dziennikarze - miał taki zwyczaj. Bez względu na to, jak było naprawdę, piloci 36. pułku specjalnego polskich sił powietrznych czuli psychologiczną presję z powodu obecności swojego zwierzchnika.
Według "Izwiestii", "wdowa po dowódcy próbowała wpłynąć na MAK za pośrednictwem samego premiera Polski Donalda Tuska, jednak ten najwyraźniej nie wsłuchał się w argumenty pani Błasik".
Rzekoma obecność, a nawet pilotowanie przez gen. Błasika rządowego samolotu miała służyć za koronny dowód rzekomych nacisków prezydenta Lecha Kaczyńskiego na pilotów. Tę hipotezę lansowały MAK i "Gazeta Wyborcza". Co teraz zrobią? Co teraz zrobi rząd? Czy Edmund Klich stracił wiarygodność? Czy miał ją wcześniej?