Upadające firmy są winne sobie same?
Wojna cenowa, w której uczestniczyły i którą wygrywały, jest nieracjonalna. Albo zakładały, że uda im się przenegocjować warunki kontraktu, albo wiedziały, że odbiją sobie na podwykonawcach. Tak się nie robi biznesu, to jest nieuczciwe. Waldemar Pawlak zaproponował pomoc dla firm, które żyły kosztem podwykonawców. Złudne jest mówienie, że jeśli pomożemy PBG czy Hydrobudowie, to zapobiegniemy problemom branży. Kłopoty podwykonawców pozostaną bez zmian.
To znaczy?
Jeśli wprowadzimy przepisy, że płacimy podatek dochodowy od zapłaconej usługi, a nie tylko od takiej, na którą firma wystawiła fakturę, to pomoże branży. Jeśli zmienimy ustawę o zamówieniach publicznych - raz a mądrze - to poprawi kondycję branży. Dla firm budowlanych naprawdę nie ma znaczenia, czy wielcy bankruci będą prywatni czy państwowi, jeśli warunki gospodarowania pozostaną nieracjonalne.
Zwolennicy zaangażowania państwa w gospodarkę przywołują przykłady z innych krajów, także z USA.
To prawda. Ale czy jeśli Amerykanie będą wkładali ręce do wrzątku, to my mamy robić tak samo? Możemy zrobić podobnie jak oni, ale co prawda jesteśmy emitentem własnego pieniądza, ale nasz pieniądz nie jest walutą światowej rezerwy. A poza tym, w przypadku General Motors istniało pytanie, co z akcjonariuszami prywatnymi oraz obawa, że firmy z innych krajów przejmą produkcję czy firmę. U nas nie ma takiego problemu. Aktywa firmy pozostaną, niech przejmą je ci, którzy lepiej radzą sobie w biznesie. Przecież wielkie kontrakty infrastrukturalne nie upadną. Dlaczego nie może ich realizować syndyk, a lepiej od niego będzie to robił prezes spółki państwowej nadany przez ministra skarbu? W rządzie istnieje przekonanie, że na kłopoty najlepsza jest specustawa. A to nieprawda. Nacjonalizacja to droga donikąd.