Ukraińskie zaniechania i stracone szanse

Bardzo wielu mieszkańców Krymu głosowało za secesją prowincji, bo życie w Rosji jest dla nich bardziej atrakcyjne. To poważna porażka dla ukraińskiego państwa.

Publikacja: 17.03.2014 19:52

Jędrzej Bielecki

Jędrzej Bielecki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Niedzielne referendum na Krymie było pokazem bezwzględności, z jaką Władimir Putin łamie prawo międzynarodowe, reguły demokracji i prawa człowieka w celu odbudowy imperialnej Rosji. Niestety, uzmysłowiło to jednak także coś innego: kontrowersyjny bilans ukraińskiej niepodległości.

Z braku niezależnych obserwatorów nie da się powiedzieć, czy i w jakim stopniu wynik głosowania został sfałszowany. Nie ma jednak wątpliwości, że znaczna część mieszkańców półwyspu zagłosowała za przyłączeniem do Rosji. O tym pisali korespondenci tak szanowanych mediów, jak „Financial Times", „Le Monde" czy „El Pais". ?22 lata od rozpadu Związku Radzieckiego Ukraina nie okazała się dla zbyt wielu mieszkańców Krymu atrakcyjniejszą opcją od autorytarnych rządów Kremla.

Nietrudno zrozumieć dlaczego. Sekwencja fatalnych przywódców, którzy byli przecież wybierani w wolnych wyborach, spowodowała, że poziom życia przeciętnego Ukraińca jest dziś dwukrotnie niższy niż w Rosji. Właśnie dlatego miliony Ukraińców od lat jeżdżą za pracą do wschodniego sąsiada. Nie tylko Wiktor Janukowycz, ale też Julia Tymoszenko i Wiktor Juszczenko unikali trudnych reform umożliwiających wzrost. To właśnie dlatego ukraińska gospodarka jest dziś sześciokrotnie bardziej energochłonna od polskiej i nie potrafi choć trochę ograniczyć uzależnienia od dostaw rosyjskiego gazu.

Oligarchiczny system rządów, w którym kilkudziesięciu ludzi ma decydujący głos nie tylko w gospodarce, ale także w polityce, nie ma sobie równych w Europie. Podobnie jak zasięg korupcji, która przeżarła wszystkie aspekty życia – od wielkich zamówień rządowych po szkoły, szpitale i policyjną drogówkę.

To prawda: punkt startowy Ukrainy był na początku lat 90. zdecydowanie gorszy niż Polski. Ukraińcy musieli nie tylko budować od podstaw struktury państwa, ale także połączyć w całość bardzo odmienny wschód i zachód kraju. Nie mieli też jasnej oferty przystąpienia do Unii Europejskiej, która nadała kierunek rozwoju Polski przez pierwsze 15 lat niepodległości.

Władze w Kijowie miały jednak szanse na integrację z Zachodem. Najpierw, po pomarańczowej rewolucji, NATO rozważało zacieśnienie współpracy, a potem, osiem lat później, Bruksela zaproponowała stowarzyszenie z Unią.

Rząd Arsenija Jaceniuka przejął władzę w dramatycznym momencie i nie mógł oczywiście w krótkim czasie przełamać tak trudnej spuścizny. Jak miał skutecznie powstrzymać rosyjskie wojska przed przejęciem Krymu, jeśli przez lata na ukraińską armię przeznaczano sześciokrotnie mniej, niż wynosi budżet polskiego MON?

Ale także obecni przywódcy Ukrainy nie są bez zarzutu. Do ukraińskich żołnierzy, którzy odważnie stawiają na Krymie czoła Rosjanom, nie przyjechał żaden lider z Kijowa. Do rządu Jaceniuka nie przyłączył się Witalij Kliczko w obawie, że trudne decyzje osłabią jego szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich za dwa miesiące. A poza nim wśród faworytów w walce o stanowisko głowy państwa jest dwoje polityków, którzy sami byli oligarchami: Julia Tymoszenko i Petro Poroszenko. To niestety przywodzi na myśl sytuację sprzed dziesięciu lat, gdy pomarańczowa rewolucja zakończyła się wielkim zawodem.

Ukraina dostała dziś jeszcze jedną szansę. Brutalna polityka Putina zmusiła Zachód do zdecydowanego zaangażowania się po stronie Kijowa. Od tego zależy wiarygodność Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. To poparcie nie będzie jednak ani wieczne, ani nieograniczone. Jeśli Ukraińcy nie zmobilizują się nie tylko w walce o obalenie starego porządku na Majdanie, ale także w budowie zdrowego państwa, Europa i Ameryka prędzej czy później dadzą za wygraną. A więcej okazji na budowę niezależnej ojczyzny Ukraińcy mogą już nie mieć.

Niedzielne referendum na Krymie było pokazem bezwzględności, z jaką Władimir Putin łamie prawo międzynarodowe, reguły demokracji i prawa człowieka w celu odbudowy imperialnej Rosji. Niestety, uzmysłowiło to jednak także coś innego: kontrowersyjny bilans ukraińskiej niepodległości.

Z braku niezależnych obserwatorów nie da się powiedzieć, czy i w jakim stopniu wynik głosowania został sfałszowany. Nie ma jednak wątpliwości, że znaczna część mieszkańców półwyspu zagłosowała za przyłączeniem do Rosji. O tym pisali korespondenci tak szanowanych mediów, jak „Financial Times", „Le Monde" czy „El Pais". ?22 lata od rozpadu Związku Radzieckiego Ukraina nie okazała się dla zbyt wielu mieszkańców Krymu atrakcyjniejszą opcją od autorytarnych rządów Kremla.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Publicystyka
Daria Chibner: Wiceminister walczy z Dniem Chłopaka. Tak kończy feminizm
kościół
Abp Adrian Galbas: Spowiedź nie jest źródłem lęku, lecz lekarstwem na lęk
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk nie ma racji. PiS nie chce resetu z Putinem
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Czy po awanturze Trump-Zełenski Polska jest bezpieczna?
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dziwna kampania Hołowni dzieli Trzecią Drogę i wzmacnia Mentzena
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”