Niedzielne referendum na Krymie było pokazem bezwzględności, z jaką Władimir Putin łamie prawo międzynarodowe, reguły demokracji i prawa człowieka w celu odbudowy imperialnej Rosji. Niestety, uzmysłowiło to jednak także coś innego: kontrowersyjny bilans ukraińskiej niepodległości.
Z braku niezależnych obserwatorów nie da się powiedzieć, czy i w jakim stopniu wynik głosowania został sfałszowany. Nie ma jednak wątpliwości, że znaczna część mieszkańców półwyspu zagłosowała za przyłączeniem do Rosji. O tym pisali korespondenci tak szanowanych mediów, jak „Financial Times", „Le Monde" czy „El Pais". ?22 lata od rozpadu Związku Radzieckiego Ukraina nie okazała się dla zbyt wielu mieszkańców Krymu atrakcyjniejszą opcją od autorytarnych rządów Kremla.
Nietrudno zrozumieć dlaczego. Sekwencja fatalnych przywódców, którzy byli przecież wybierani w wolnych wyborach, spowodowała, że poziom życia przeciętnego Ukraińca jest dziś dwukrotnie niższy niż w Rosji. Właśnie dlatego miliony Ukraińców od lat jeżdżą za pracą do wschodniego sąsiada. Nie tylko Wiktor Janukowycz, ale też Julia Tymoszenko i Wiktor Juszczenko unikali trudnych reform umożliwiających wzrost. To właśnie dlatego ukraińska gospodarka jest dziś sześciokrotnie bardziej energochłonna od polskiej i nie potrafi choć trochę ograniczyć uzależnienia od dostaw rosyjskiego gazu.
Oligarchiczny system rządów, w którym kilkudziesięciu ludzi ma decydujący głos nie tylko w gospodarce, ale także w polityce, nie ma sobie równych w Europie. Podobnie jak zasięg korupcji, która przeżarła wszystkie aspekty życia – od wielkich zamówień rządowych po szkoły, szpitale i policyjną drogówkę.
To prawda: punkt startowy Ukrainy był na początku lat 90. zdecydowanie gorszy niż Polski. Ukraińcy musieli nie tylko budować od podstaw struktury państwa, ale także połączyć w całość bardzo odmienny wschód i zachód kraju. Nie mieli też jasnej oferty przystąpienia do Unii Europejskiej, która nadała kierunek rozwoju Polski przez pierwsze 15 lat niepodległości.