Był kiedyś taki klasyczny, hollywoodzki film pt. "To wspaniałe życie". Główny bohater filmu ma zamiar targnąć się na własne życie, lecz kiedy ma zrealizować swój plan, szczęśliwie interweniuje jego anioł stróż, który pokazuje mu, jak wyglądałby świat, gdyby go nie było.
Cóż, życie - a tym bardziej polityka - to nie film. Ale jak się okazuje i w niej zdarzają się sytuacje jakby wprost z Hollywood.
Od kilku miesięcy premier Donald Tusk zastanawia się czy zostać następcą Hermana van Rompuya. I gdy tak patrzy w tę przepaść i waha się, nagle rzeczywiście pojawia się anioł stróż. A właściwie troje aniołów: Anita Grochal ("GW"), Wiesław Władyka ("Polityka") i Tomasz Lis. Próbując odwieźć premiera od skoku, tak jak w rzeczonym filmie pokazują mu, co się stanie, gdy pozostawi nasz kraj.
Zaczyna Lis. On rozumie, dlaczego premier chciałby się wynieść. Przynajmniej przestałby biedować za 16 tysięcy miesięcznie...
Tak po ludzku zrozumiałbym, gdyby Tusk zdecydował się na wyjazd. Pierwszy raz w życiu zarobić normalnie... Mieć na głowie Merkel i Camerona, a nie Kaczyńskiego i Girzyńskiego...