Po marszu, który PiS zorganizował w rocznicę stanu wojennego, zaczął siąpić deszcz i wszyscy prominenci szybko się rozeszli. Ale pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego wciąż sporo było ludzi, którzy zjechali z całej Polski. Dla wielu taka impreza to niepowtarzalna okazja, by zobaczyć polityków, którym na co dzień kibicują, oglądając w telewizji.
Andrzej Duda w lot pojął, że to dobra okazja, by zaprezentować się w najtwardszym elektoracie. Przez kilkadziesiąt minut cierpliwie i z uśmiechem pozował do zdjęć, ściskał dłonie i zapewniał, że zrobi wszystko, by w maju wygrać z Bronisławem Komorowskim. Jedna ze zwolenniczek prawicy nie była jednak zadowolona.
- Dlaczego pan dziś nie przemawiał? Ludzie nie wiedzą, że pan kandyduje. Jak wy chcecie wygrać, jak pan się w ogóle nie promuje? - krzyczała na Dudę.
- Spokojnie. Będzie czas, żeby się dowiedzieli - bronił się europoseł PiS. Nie widać było, by zraził się taką reakcją podczas pierwszego po ogłoszeniu startu poważnego testu.
Bo Duda ma cechę, która dotąd dawała przewagę rywalom PiS z PO. Tak jak Donald Tusk dobrze wypada w bezpośrednich kontaktach z ludźmi. Równie dobrze radzi sobie z rozgoryczonym wyborcą, jak i podchodząc z życzeniami do stolika dziennikarskiego w Sejmie.