To był jeden z tych historycznych dni, który zapada w pamięć. Bez trudu przypomniałam sobie, gdzie wtedy byłam. Kiedy 15 kwietnia 2019 roku w ogniu stanęła katedra Notre-Dame, świat się zatrzymał. I nie jest to wyświechtany frazes.
Pożar katedry Notre-Dame
Międzynarodowa opinia publiczna była głęboko poruszona. Obiekt liczy sobie blisko dziewięć wieków, a średniowieczni rzemieślnicy wznosili go przez 200 lat. Zabytek odwiedzało kilkanaście milionów turystów rocznie. Jest symbolem, który m.in. dzięki pisarzowi Victorowi Hugo ma swoje miejsce w kulturze. Z jednej strony płynęły wyrazy solidarności: z mieszkańcami Paryża łączyli się w myślach tak Barack Obama, jak i Donald Trump, a premier Mateusz Morawiecki wyraził przekonanie, że katedrę „odbudujmy wszyscy razem jako Europejczycy”.
Czytaj więcej
Odbudowa paryskiej katedry Notre trwała ponad 5 lat. Po drodze nie obyło się bez konfliktów i kon...
Z drugiej podniosły się głosy o upadku zachodniej cywilizacji, rychłej islamizacji, a nawet karze boskiej za laicyzację. Alice Weidel z AfD łączyła nieszczęśliwy wypadek z atakiem na chrześcijan. „Za rok w okolicy na pewno przybędzie nowy meczet”, napisała na Twitterze (X) związana z prawicowymi mediami Magdalena Ogórek. Z kolei Krzysztof Bosak (Konfederacja) straszył postmodernistyczną architekturą, która miałaby zastąpić gotycką.