Można odnieść wrażenie, że intencją polskiego ministra było podkreślenie, jak istotne dla naszego kraju jest to, aby Wielka Brytania pozostała w Unii Europejskiej. A czy tak się stanie, zależy w dużym stopniu od tego, czy premierowi Davidowi Cameronowi uda się przekonać rodaków, że nie będą narażeni na dalszy napływ mas imigrantów żądnych brytyjskiej pomocy socjalnej. W symbolicznej roli tych złych przybyszów wielu Brytyjczyków obsadza właśnie Polaków. Waszczykowski zasygnalizował więc gotowość do ustępstw w sprawie polskich imigrantów.
To dobra intencja. Bo w interesie Polski, nie tylko tej rządzonej przez PiS, jest, by Wielka Brytania pozostała w UE. Mamy podobne zapatrywania w tak kluczowych sprawach, jak rola USA w Europie czy stosunek do Rosji.
Nie jest też złym pomysłem pozyskanie w Brytyjczykach sojusznika w sprawie wzmocnienia obecności NATO w Polsce.
I tyle pozytywnego można napisać o skutkach wywiadu szefa MSZ dla Reutersa. Reszta to ciąg błędów. Szef polskiej dyplomacji szybciej przedstawia swoją strategię publicznie niż w gabinetach sojusznikom z innych krajów unijnych, a może nawet rządowi, którego jest ministrem. Na dodatek strategia ta nie ma nic wspólnego z dobiegającymi już końca negocjacjami między Brytyjczykami a Niemcami i Francuzami. Ich efektem – jak wszystko na to wskazuje – będzie zaś kompromis korzystny dla Polaków z Wysp. Czyli to, na czym nam zależy. Tak więc rodakom żyjącym w Wielkiej Brytanii mimo całego zamieszania Witold Waszczykowski pewnie nie zaszkodził.
Raczej nie można tego powiedzieć o idei baz NATO w Polsce. Brytyjczycy, nawet gdyby chcieli, sami ich nie przeforsują, a inni sojusznicy, dowiadujący się o strategii Waszczykowskiego z mediów, jeszcze utwierdzą się w swoim sprzeciwie.