Władza płaci za swój fatalny, pełen niepotrzebnej buty styl kontaktów z Brukselą. Za dochodzenie przeciw Polsce będzie bowiem odpowiadał wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Ten sam, który – jak jeszcze kilka dni temu twierdził szef MSZ Witold Waszczykowski – nie jest dla rządu partnerem do rozmów.
Głównym problemem działań PiS jest właśnie styl rządów. Kontrowersyjne ustawy przepychane w ekspresowym tempie, bez konsultacji, z przekonaniem o własnym monopolu na rację. Choć część działań PiS (np. przejęcie kontroli nad mediami publicznymi) to standardy niektórych krajów starej UE, dziś Bruksela – po wystąpieniach Waszczykowskiego czy przepychankach ze Zbigniewem Ziobrą – każdą informację z Polski traktuje jako złą.
Oczywiście, najbardziej drażliwą dla Brukseli kwestią jest praktyczne wyłączenie przez PiS Trybunału Konstytucyjnego. Zatem w interesie PiS powinno być wypracowanie kompromisu, na który – wiele na to wskazuje – gotowa jest pójść większość sędziów TK.
Tym bardziej niepokojąca jest zapowiedź przyszłego lidera PO Grzegorza Schetyny, że europosłowie Platformy będą na arenie unijnej krytykować rząd PiS. Bo to jakikolwiek kompromis polityczny w Polsce tylko utrudni.
Każdy kraj UE dba o załatwianie spraw wewnętrznych na własnym podwórku. To zadanie dla ministrów i dyplomatów, którzy są odpowiedzialni za lobbing w Brukseli. Z tego punktu widzenia rząd PiS i jego spece od zagranicy zawiedli – nie potrafili zatrzymać decyzji Brukseli, ba, zostali nią zaskoczeni. To pierwsza widowiskowa porażka nowej polityki zagranicznej PiS, która – jak przekonywała pani premier Szydło – miała polegać na powstaniu z kolan. Politycy PiS być może wstali z kolan, tyle że z miejsca dostali potężny cios. Bo tak naprawdę pod lupą Komisji Europejskiej nie znalazła się Polska, tylko PiS.