Reklama

Komu zależy na uniwersalnych wartościach?

Przyzwyczailiśmy się myśleć, że prawica mówi o uniwersalnych wartościach i chce ich bronić, a lewica stoi na pozycjach relatywistycznych. Dzisiaj jest dokładnie na odwrót.

Aktualizacja: 18.01.2016 22:21 Publikacja: 18.01.2016 22:15

Wojciech Czabanowski

Wojciech Czabanowski

Foto: archiwum prywatne

Lewica starego typu nie posługiwała się językiem wartości. Przeciwnie – jej argumentacja wymierzona była przeciwko nim, ponieważ uważane były za ideologiczne konstrukty ułatwiające zarządzanie nieświadomym politycznie ludem. Kiedy czytamy Marksa albo Lenina nawet te pojęcia, które wydają się z pozoru najbardziej etyczne, w rzeczywistości mają charakter ekonomiczny. Przykładem takiego pojęcia jest „wyzysk“. Wyzysk to nie jest coś takiego jak grzech czy zbrodnia. Wyzysk to przywłaszczenie wartości dodanej. Jest w interesie tego, kto przywłaszcza, a przeciwko interesom tego, którego owoce pracy są przywłaszczane. Lenin wprost sprzeciwia się jakiejkolwiek abstrakcyjnej moralności, twierdząc że „metafizyczne“ wartości po pierwsze nie istnieją, a po drugie są zawsze instrumentem burżuazyjnej dominacji. Komunistyczna moralność musi opierać się na uświadomionym interesie klasowym.

Myśl postmarksistowska na Zachodzie podryfowała w stronę analizy kulturowej i rozmyła problem walki klas, wynajdując rozmaite inne osie walki, nie opierające się już koniecznie na fundamentach ekonomicznych. Stąd na przykład feminizm, osławiony gender czy ruchy ekologiczne. Przeorientowanie na kulturę sprawiło, że oryginalnie pragmatyczne i wyzute z wszelkiej metafizyki pojęcia marksowskie nabrały etycznego odcienia. Wyzysk w ustach feministki to już zarzut moralny, a nie sposób zawłaszczania bogactwa.

Ponieważ po II wojnie światowej lewica systematycznie zdobywała coraz większą przewagę w debacie publicznej, narzucając swój światopogląd, swoje pojęcia i wartości, stały się one z czasem pojęciami dominującymi. A później obiektywnymi. Oczywiście dyskurs dominujący nie mógłby się taki stać, gdyby uderzał w najpotężniejsze interesy ekonomiczne, więc te pojęcia, które na zawsze zagościły w kanonie politycznej poprawności, to właśnie te etyczne, postmarksistowskie, krytykujące tradycyjną kulturę, a nie te mocne, gospodarcze, które obliczone były na rozsadzenie kapitalizmu. Taki przyjemny nowo-lewicowy garnitur postmarksistowskich pojęć pozwalał zachodnim intelektualistom i mieszczanom zachować swój ustrój ekonomiczny i uprzywilejowaną pozycję, jednocześnie umożliwiając im poczucie wyższości moralnej z racji podzielania kilku powierzchownych sloganów. Dlatego przyjęły się tak szeroko. Nie tylko wśród lewicy, ale z czasem wśród liberałów, a częściowo nawet chadeków.

Na prawicy dokonał się ruch dokładnie w odwrotną stronę. Tradycyjna prawica mówiła dawniej językiem uniwersalnych wartości. Mogły to być wartości wynikające z religii albo wyprowadzone z jakichś założeń antropologicznych. Z czasem język debaty publicznej był jednak coraz bardziej przechwytywany przez lewicę i nagle okazało się, że w Szwecji ksiądz nie może publicznie powiedzieć, że homoseksualizm to grzech, a uniwersalnymi europejskimi wartościami są tolerancja czy równouprawnienie. Prawica przestała więc posługiwać się językiem aksjologii i zaczęła mówić językiem partykularnego interesu. Oczywiście interesu ekonomicznego. Rzucane przez co bardziej skrajnych polityków wypowiedzi moralne można już, moim zdaniem, zaliczyć do mało ważnego folkloru. Prawica stała się też podejrzliwa wobec takiego języka. Wyobraźmy sobie, że jakiś europejski dygnitarz przywołuje Polskę do porządku, powołując się na „uniwersalne wartości”. Wypowiedź taka zostałaby przez prawicę natychmiast zdekonspirowana. Na przykład tak: człowiek ten po prostu jest Niemcem i realizuje niemieckie interesy, więc chociaż tak mówi, to wszyscy wiemy, że chodzi o pieniądze.

I oczywiście, że chodzi o pieniądze. Nie ma się jednak co dziwić, że jedni mówią takim językiem, a drudzy takim. Liberalno-lewicowe europejskie elity są górą, więc opłaca im się mówić językiem wartości. Dokładnie z tego powodu, o którym mówił Lenin. Język wartości skutecznie zapobiega wykształceniu się świadomości politycznej u grupy, którą chcemy utrzymywać w ciemnocie. Nie dziwi też, że prawica posługuje się językiem relatywizującym wartości i dekonspirującym stojące za nimi interesy. Zależy jej – ponieważ jest w skali kontynentu na pozycjach mniejszościowych – na budowaniu świadomości politycznej w elektoracie.

Reklama
Reklama

Prawica z lewicą zamieniły się rodzajami dyskursu, ale to nie wszystko. Paradoksalnie doszło też do tego, że prawica weszła w rolę siły emancypacyjnej i odczarowującej świat z metafizyki, a lewica stała się czymś w rodzaju nowej religii. To liberalno-lewicowe elity roszczą sobie pretensję do określania tego, co wypada i szermują moralnymi pojęciami. Prawica mówi – wy możecie sobie żyć tak, ale my chcemy żyć inaczej. To jest skromny relatywizm. Mówi też – nie mydlcie nam oczu uniwersalnymi wartościami, tylko usiądźcie i pogadajmy o interesach. A to jest po prostu rozsądek.

Publicystyka
Marek A. Cichocki: Historyczna przegrana Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Publicystyka
Prof. Andrzej Nowak: Niemiecką polityką wschodnią kierują dwa niebezpieczne przesądy
Publicystyka
Estera Flieger: Czasy oburzingu. Keira Knightley słusznie się wypisała
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Zapłaćcie pierwszym damom, a także drugim i trzecim!
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Publicystyka
Jan Zielonka: Choroba suwerennizmu
Materiał Promocyjny
Prawnik 4.0 – AI, LegalTech, dane w codziennej praktyce
Reklama
Reklama