Od początku objęcia władzy przez PiS można było odnieść wrażenie, że nowemu rządowi brakuje mocnej narracji w starym stylu. W takim stylu, w jakim PiS sprawował władzę poprzednio. Nie było mowy o IV Rzeczpospolitej – choć hasło to było na tyle nośne, że w 2007 roku podjął je w swoim exposé nawet Tusk, nie było mowy o lustracji ani innych typowych dla prawicy sloganów. Coś się wyraźnie zmieniło.
Przez jakiś czas mogło się wydawać, że rząd nie ma po prostu żadnej narracji, tylko robi swoje. Stawia do pionu Trybunał, czyści media i spółki, robi sobie pole do tego, żeby móc swobodnie wprowadzać dalsze reformy. Na przykład obiecane 500+.
Wraz z ogłoszonym dzisiaj planem Morawieckiego widać jednak, że elementy układanki po kolei zaczynają się składać. PiS najwyraźniej porzucił język wartości i wielkich haseł na rzecz parametrów. Zamienił w sferze narracji paradygmat jakościowy na ilościowy. Takie posunięcie świadczy o tym, że w Prawie i Sprawiedliwości zrozumiano niegdysiejszy sukces platformerskiej opowieści o ciepłej wodzie w kranie, ale zdecydowano się pójść dalej. Tak, Tusk chwalił się zieloną wyspą i wskaźnikami gospodarczymi. Był wirtuozem liczb i makroekonomicznych wskaźników. Nie podsycał gorących dyskusji światopoglądowych, chłodząc je właśnie wodą z kranu. Niestety ta woda dla milionów Polaków nie była tak ciepła jak w rządowej opowieści.
PiS zdecydował się mówić tym samym językiem, ale poruszać inne tematy. Mówić o liczbach z jednej strony bardziej namacalnych – jak 500+, a z drugiej pełnych rozmachu – jak bilion złotych dla gospodarki. Kolejność również wydaje się nieprzypadkowa – najpierw adresowany do wszystkich projekt socjalny, w następnej kolejności plan rozwoju dla gospodarki. W ten sposób obóz rządzący chce pokazać, że stawia sobie za cel przede wszystkim poprawę sytuację tych, którzy niekoniecznie skorzystali na transformacji ustrojowej i latach wzrostu gospodarczego. To samo pokazuje plan Morawieckiego, gdzie mowa między innymi o zrównoważonym rozwoju jako alternatywie do rozwoju metropolitalnego.
W paradygmacie ilościowym też można realizować wielkie plany. Bilion na gospodarkę z całą pewnością jest właśnie czymś takim. Zmiana języka z zachowaniem ambitnych projektów pewnie jest dobrym posunięciem, bo w sondażach – nawet tych nieprzychylnych – PiS utrzymuje swoją przewagę. Chociaż jak chodzi o sondaże, to wydają się one obecnie najmniej wiarygodnym elementem paradygmatu ilościowego.